Quantcast
Channel: Niepoprawna Panna Młoda
Viewing all 396 articles
Browse latest View live

Jak powinna ubrać się mama na ślub i wesele swojego dziecka?

$
0
0
Najważniejsza kobieta, tuż po Pannie Młodej. Druga, obok świadkowej, na którą uwagę będą zwracać goście, fotografowie i filmowy. Ta, która jest obecna w najważniejszych momentach tego dnia i dla której to też wyjątkowe święto. Mama. Jej, jego, ich.

Jeśli też nie macie wątpliwości co do ważności mamy w tym dniu, to pewnie wszyscy zgodzimy się z tym, że mama w tym dniu powinna prezentować się zjawiskowo. Niezależnie od stylu wesela, niezależnie od wieku (bo mama może mieć i 40 i 90 lat) i niezależnie od budżetu przeznaczonego na swój wygląd w tym dniu. A więc...

Na co powinna zwrócić uwagę mama szukając kreacji na ślub swojego dziecka? 

Do czego należy się dostosować?
1) Dress code określony przez Parę Młodą.
2) Styl wesela i miejsce przyjęcia.
3) Savoir vivre.
 
Kolor
Jeśli kolor kreacji ma być bezpieczny i zgodny z zasadami savoir vivre, to najlepiej zrezygnować z bieli oraz czarni. Warto przemyśleć także ubiór tzw. "krzykliwych" kolorów, które rzucają się w oczy np. neonów, czerwieni.
Brzmi radykalnie? Brzmi. Pamiętajcie jednak, że zawsze ponad wymienionymi powyżej zasadami będzie stał ustalony przez Parę Młodą dress code. Jeśli Para Młoda będzie prosiła gości o ubiór określonego koloru, to wtedy będzie on nie tylko akceptowany, ale i pożądany.
Kolor, podobnie jak i fason, warto dobrać do swojego typu urody i temperamentu, a także stylu i miejsca w którym będzie organizowane przyjęcie. I biorąc to pod uwagę można śmiało bawić się wzorami i fakturami.




Fasony i sylwetki
Zgodnie z savoir vivre kreacje powinny być dostosowane do miejsca ceremonii i godziny rozpoczęcia przyjęcia. W Polsce nie są to zasady które większość osób stosuje, ale z pewnością warto pamiętać o odpowiednich długościach, dekoltach i rozcięciach.

Fason kreacji powinien być dostosowany do sylwetki, podkreślać jej atuty i zakrywać mankamenty. I tak:

Dla gruszki
Cechy charakterystyczne gruszki: wąskie ramiona, lekko wcięta talia, strefa biodrowa wyraźnie szersza od ramion (4-5cm).
Najlepsze będą ubrania dobudowujące linię ramion, wysmuklające biodra, przyciągające wzrok do górnej cześć sylwetki.
Przykłady: dół w ciemnym kolorze i góra w jasnym, wzorzystym kolorze. Koszule i koszulowe sukienki (np. szmizjerki). Dekolty łódkowe, żaboty, krótkie i skośne rękawy, zabudowane góry.



Inne propozycje dla  gruszki: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.

Dla klepsydry
Cechy charakterystyczne: linia ramion równa linii bioder, widoczna talia, proporcjonalna sylwetka.
Najlepsze będą ubrania podkreślające talię i proporcje sylwetki.
Przykłady: miękkie tkaniny, spodnie z wyższym stanem, taliowane koszule, baskinki, sukienki dopasowane (nie obcisłe), ubrania z zaznaczoną talią.


 

Inne propozycje dla  klepsydry: 1, 2, 3, 4, 5, 6.

Dla modelkowej (odwrócony trójkąt)
Cechy charakterystyczne: szerokie ramiona, średnio wcięta talia, biodra wyraźnie węższa od ramion.
Najlepsze będą ubrania wysmuklające górą część sylwetki, dobudowujące biodra, eksponujące nogi.
Przykłady: bluzki i sukienki z dekoltem V ( z odpowiednia do proporcji szerokością ramiączek), jasne, drapowane, wzorzyste, z falbanami spódnice/spodnie, dłuższe marynarki, kombinezony.



Dla jabłka
Cechy charakterystyczne: linia ramion równa linii bioder (lub szersza), lekko wcięta lub niewidoczna talia, wystający brzuch.
Najlepsze będą ubrania pozwalające wysmuklić górną część sylwetki, nadające sylwetce kobiecych kształtów i lekkości.
Przykłady: ubrania z miękkich materiałów, z nadrukami i wzorami (odpowiedniej wielkości do proporcji ciała), dekolt w kształcie V, rękaw do łokcia, sukienki ze ściągaczem lub paskiem w linii talii lub odcinane pod biustem, z lekką , fruwającą górą.



Inne propozycje dla jabłka: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.

Nie tylko sukienka
Ale i kombinezony, spodnie, garnitury, spódnice i bluzki...



Linki zamieszczone w tekście to linki afiliacyjne.

#LubięLudzi i od czterech lat ciągle tu jestem :)

$
0
0
pixabay
Naturalną i wręcz moją standardową reakcją na ten dzień jest wielkie zdziwienie. Że ja, że cztery lata, że o ślubach, że bez wielkiej motywacji i wielkiej miłości. Że opierając się tylko na sympatii ludzi i tylko nią karmiąc, ciągle tu jestem. To jest WOW, to wręcz wymaga czegoś większego niż fajerwerki!

Czasem zastanawiam się po co mi ten blog? Wolny czas mogłabym spędzać na wiele innych sposobów, pieniądze, które wydaję na wyjazdy z nim związane wydawać inaczej (w sezonie jesiennym mocno to ograniczyłam), w tym czasie... pracować, więcej zarabiać i mieć więcej czasu dla męża :) Ale piszę, bo lubię pisać, bo lubię szczęśliwych ludzi, bo lubię móc pomóc ;) Tak szczerze, jedyne co z tego mam, to Wasza radość i Wasze "dziękuję"/"doceniam"/"super, że jesteś". Gdy tego nie mam, to nie mam w zamian nic... I czasem, jak człowieka, to "nic" mnie kłuje...

Tym ogromniej cieszy mnie, że mogę spotkać ludzi przez których czuję się doceniona.
Ludzi, którzy mówią dobrze o blogu, ludzi z którymi można pogadać przy soku (np. o skokach narciarskich), do których można napisać na ostatnią chwilę "a mogłabyś zrobić mi kartkę na ślub na wzór tego Twojego zaproszenia ;)", którzy reagują na "a może pomógłby ktoś przy Szlachetnej Paczce" i taszczą z drugiego końca Wrocławia pudło z dekoracjami, którzy... docierają na Patronite i sprawiają, że się wzruszam, bo to dla mnie ma znaczenie.
Ludzi, którzy piszą, że daję im małego kopa i odwagę do tego, aby było mniej bezpiecznie, a bardziej jak w marzeniu. I że to się udaje :)

To wszystko, te 1461 dni (o ile internetowe kalkulatory się nie mylą), nie jest po to, aby zmieniać Wasz świat i Wasze myślenie o ślubach. To po to, aby móc Was poznać. Bo zawsze warto tworzyć okazje do poznawania fajnych ludzi. Ten blog to moja okazja :)

Dwa lata temu wymyśliłam sobie, że każdy 17 listopada będzie świętem każdej Niepoprawnej Panny Młodej. Waszym świętem! Więc ponownie: Odwagi dziewczyny! Wytrwałości! Siły! Poczucia, że wiecie co robicie, że warto przez największe W. I przynajmniej jednej osoby, która Was doskonale zrozumie i poprze. A na samym końcu, w tym dniu, całej zachwyconej Waszym dniem sali, albo przynajmniej... zachwytu w oczach Waszej dwójki. Wiem, że nie będzie łatwo, ale ciągle myślę (poprawka: jestem pewna!), że warto i szalenie mocno trzymam kciuki!

Gdy po raz pierwszy to pisałam nie wpadłam na kilka rzeczy. Np. na to, że kiedykolwiek blog będzie świętował swoje trzecie czwarte urodziny, a oprócz mnie o swoich przygotowaniach do ślubu będą pisały także inne dziewczyny. W tym jedna, która dokładnie 17 listopada będzie obchodziła swoje prywatne urodziny :) 
"Z tymi urodzinami to nie śmiesznie, to przeznaczenie! :P" 
Daga, niech będzie zdrowo, niech będzie prosto, niech będzie pięknie.

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Marta

$
0
0
Poznaliśmy się w listopadzie. W absurdalnie nielistopadowy, słoneczny, ciepły dzień, w obfitujący w absurdalnie tragikomiczne wydarzenia poniedziałek. Poznaliśmy się tam, gdzie raczej mało kto oczekuje spotkać miłość życia – na Tinderze. Ten dzień od początku zapowiadał się mocno nietypowo – wchodząc do biura, zamiast spodziewanej pustki i porządku, zastałam w nim spektakularne ślady imprezy, a ledwo utorowałam sobie drogę do biurka, i dowiedziałam się o co chodzi (szef świętował osobisty sukces), otrzymałam wiadomość, że mój pies został potrącony przez samochód i dochodzi do siebie w klinice (sprawa wyglądała poważnie, ale finalnie nic mu się nie stało). Sporo emocji jak na początek dnia! Jak w każdy poniedziałek, wyszłam z pracy wcześniej, żeby pojechać na uczelnię na konsultacje. Droga zajmuje pół godziny, kiedy wsiadłam do pociągu i uruchomiłam aplikację, ON do mnie napisał. Konto na Tinderze założyłam jakieś 2 tygodnie wcześniej, z ciekawości kogo można tam spotkać, i trochę z nudów (chociaż, kiedy miałam czas się nudzić pracując i studiując dziennie, to pozostaje dla mnie zagadką ;) ) - i przez ten czas poczyniłam sporo ciekawych obserwacji typów ludzkich korzystających z aplikacji, mogłam wręcz bez problemu stworzyć katalog standardowych odzywek i scenariuszy rozmowy. Tu było inaczej, całkiem inaczej!
 

Właściwie, od początku było inaczej – starałam się dobierać na rozmówców, na podstawie zdjęcia i opisu, osoby z interesującymi pasjami, sprawiające wrażenie mających sprecyzowane poglądy, generalnie niesztampowe – to dawało nadzieję na ciekawą rozmowę, po prostu. Z większością wybranych osób aplikacja "parowała" mnie bardzo szybko, a jeśli nie – kompletnie nie zwracałam na to uwagi, wybór rozmówców w końcu był duży. Nie tym razem, Tomek miał najciekawszy profil, jaki widziałam, to była osoba, z którą najbardziej chciałam porozmawiać – a długo czekałam na "połączenie" i możliwości kontaktu – stąd, gdy w końcu to nastąpiło, naprawdę się ucieszyłam. Jak wspomniałam, przejazd pociągiem to jakieś pół godziny, potem 15 minut dojścia na uczelnię... cóż, w tym czasie z etapu "podstawowe wiadomości o sobie" zdążyliśmy płynnie przejść na etap dyskusji o polityce i ulubionych reżyserach – i to był pierwszy moment, kiedy poczułam, że dzieje się coś mocno niebywałego, bo mam raczej niepopularne poglądy na wiele spraw, i nie zdarza mi się spotykać ludzi, którzy mają je bardzo zbliżone – a raczej się nie zdarzało, aż do tamtego dnia. Następne półtora tygodnia pamiętam jak przez mgłę, a jednocześnie bardzo intensywnie – przez cały ten czas nie wypuszczałam z ręki telefonu, rozmawialiśmy cały czas, o wszystkim, coraz bardziej się zdumiewając i coraz częściej komentując poruszony temat prostym "to po prostu NIEMOŻLIWE, żeby istniał ktoś, kto też tak myśli!". Było to mocno surrealistyczne, pisać ze sobą po 16-17 godzin dziennie i zasypiając, czekać tylko na kolejny dzień, by znów móc porozmawiać.
 

Dzieliła nas spora odległość – to zresztą kolejna historia z kategorii niewykonalne zbiegi okoliczności. Ja jestem z Katowic, mąż pochodzi spod Olkusza, ale całe dorosłe życie spędził w Krakowie, i gdyby tam pozostał, nigdy byśmy się nie spotkali... bo zasięg aplikacji wynosi 50 kilometrów, a Kraków od Katowic jest oddalony o 80. Ale, PRZYPADKIEM, którego wyjaśnić nie sposób, dokładnie w czasie kiedy decydowałam się na założenie Tindera, Tomek podjął decyzję o tymczasowym powrocie w rodzinne strony, oddalone ode mnie o 50 kilometrów właśnie – i tylko dzięki temu mieliśmy szansę się odnaleźć i zacząć rozmawiać! Inna niemożliwa do wyjaśnienia sytuacja to to, że oboje mieliśmy swoje kryteria doboru rozmówców na Tinderze – ja pisałam tylko z tymi, którzy poprawnie rozpoznali piosenkę którą miałam w opisie, mąż z zasady nie pisał do Ślązaczek – dość powiedzieć, że oboje tych "testów" nie zdaliśmy, i oboje mimo wszystko zdecydowaliśmy się napisać do drugiej osoby – ot, przypadek.

Jestem fanką "Z Archiwum X", w czasie kiedy ze sobą pisaliśmy, z zapałem je oglądałam – jednym okiem, drugie mając utkwione w telefonie – i nigdy nie zapomnę narastającego z każdym odcinkiem wrażenia, że nadprzyrodzone sytuacje, przeznaczenie i inne takie historie jednak się ludziom przydarzają (a przeżyłam 23 lata jako raczej racjonalna sceptyczka i agnostyczka wyśmiewająca wszelkie romantyczne historie :D)
 

W końcu, po półtora tygodnia który wydawał się być wiecznością, spotkaliśmy się. Tomek przyjechał (pierwszy raz w życiu!) do Katowic, ja pokaźnie się spóźniłam – OCZYWIŚCIE był to dzień największych korków, jakie w życiu widziałam. Takie pierwsze spotkania zdarzają się raczej w bardzo kiepskich romantycznych filmach, których oglądaniem raczej się nie kalam, ale w rzeczywistości też się zdarzyło – podeszłam, przedstawiliśmy się sobie, i z mocnym zdumieniem oraz brakiem pewności, co właściwie widzę, miałam okazję zaobserwować jak mojego przyszłego męża strzela przysłowiowy grom z jasnego nieba, tudzież inna strzała Amora (sam twierdzi, że niewiele pamięta z tego spotkania, bo całą energię skierował na zachowywanie pozorów normalnej rozmowy i koncentrację uwagi :D ). Jako, że była to moja pierwsza prawdziwa randka, i jako że jestem raczej mistrzynią gaf i miniaturowych katastrof, zadecydowałam, że idziemy do mojej ulubionej, odrapanej i mocno specyficznej w wyrazie knajpy (nomen omen, o nazwie Absurdalna), a na romantyczną kolację zamówiłam...pół kilo frytek, które następnie pożarłam, pomagając sobie rękami, ponieważ zawsze tak robię – cóż, przynajmniej przełamywanie pierwszych lodów poszło szybciej, niż błyskawicznie :D Generalnie nie bardzo umiemy opisać, co się wydarzyło na tym spotkaniu, bo z racjonalnego punktu widzenia jest to niemożliwe – przez 3 godziny spędzone w knajpie, udało nam się szeroko omówić właściwie całe życiorysy, z milionem dygresji, i z tym że dwukrotnie wyciągałam laptopa, by pokazać (i szeroko opisać) jakiś projekt włącznie. Zbliżała się godzina 20, zbliżał się ostatni bus, który mógł zabrać Tomka do domu – więc z mocnymi oporami zebraliśmy się w kierunku przystanku. A tam... Okazało się, że rozkład został zmieniony, i ostatni bus już odjechał! Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu się tak śmiała, jak wtedy kiedy chodziliśmy godzinami po ciemnych katowickich uliczkach, w mrozie wczesnego grudnia, usiłując znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji (najbardziej oczywiste, i na które miałam największą ochotę, czyli po prostu BIORĘ CHŁOPA DO DOMU, niestety nie wchodziło w grę, gdyż mieszkałam z liczną i mocno konserwatywną rodziną). Po dłuuugim czasie transport – mocno okrężną drogą – został znaleziony, a ja poszłam do domu, z surrealistycznym wrażeniem że, po pierwsze, nie wiedziałam że zakwasy od śmiechu można mieć na całym ciele, i po drugie, że pierwszy raz w życiu spotkałam istotę swojego gatunku.

Generalnie jestem raczej dziwakiem (żeby nie powiedzieć wprost, totalnym kosmitą, mającym problem z ogarnięciem relacji międzyludzkich i z podejmowaniem decyzji), więc pojęcie sytuacji, i decyzja o "normalnym związku", zajęła mi zawrotny, w naszej skali, miesiąc – a w czasie kiedy ja snułam oderwane od rzeczywistości rozważania, Tomek obmyślał szczegółowy plan działania. Jeździliśmy do siebie, nagle odkryłam że warto jechać 30 km pociągiem z Gliwic do Katowic, potem 40 busem z Katowic do Olkusza, a potem jeszcze 10 samochodem, tylko po to żeby razem spędzić popołudnie, przespać się i następnego dnia ruszyć w drogę powrotną – i tak minął nam grudzień i styczeń. W lutym wybraliśmy się do kina, po nim jak zwykle, podeszłam jeszcze na chwilę z Tomkiem na parking, by pogadać w aucie zanim odjedzie. Siedliśmy i zaczął opowiadać mi historię – jak to, będąc w liceum w Niemczech, poszedł kupić dla znajomych pamiątki, i pomiędzy drobiazgami zobaczył pierścionek, który z miejsca mu się spodobał, i postanowił że kupi go i schowa, by kiedyś dać swojej przyszłej żonie – tak też zrobił, i na przestrzeni kolejnych 10 lat, mimo różnych relacji z różnymi dziewczynami, nigdy żadnej nie chciał go dać – aż poznał mnie. Przysięgam, brzmi jak wiadro lukru, jak wymysł autorki harlequinów, ale w tym momencie opowieści sięgnął do kieszeni, wydobył pierścionek, ja na niego spojrzałam, zdążyłam tylko pomyśleć "matko, jaki piękny, sama bym sobie taki kupiła" (nie noszę żadnej biżuterii oprócz piercingu) i już miałam to cudo na palcu. W tym momencie zapadła cisza, oboje zajęliśmy się rozkminianiem, jakim cudem pasuje idealnie, jak robiony na wymiar, a mam wielkie niekobiece łapy i rozmiar pierścionka 19. Kolejny z listy PRZYPADKÓW wyglądających jak starannie uknuty plan, tylko czyj? Zagadka, jakie skrzaty czy też inne chochliki ułożyły tą szaleńczą wersję bajki o Kopciuszku pozostaje niewyjaśniona do dziś, ale pierścionek zlał się z moim palcem w integralną całość i tak sobie żyją :)


To była połowa lutego, nie planowaliśmy brać ślubu w najbliższej przyszłości (w sumie to oboje zawsze byliśmy wrogami instytucji małżeństwa), chcieliśmy zamieszkać sobie po prostu razem i patrzeć, co dalej się będzie działo w naszej absurdalnej bajce. Minęły zawrotne 3 tygodnie (miałam wtedy wrażenie że każdy dzień jest jak tydzień, i biorąc pod uwagę dynamikę wydarzeń, faktycznie tak było :D ) kiedy – przy okazji świętowania Dnia Kobiet udziałem w Manifie – uznaliśmy, że skoro oboje jesteśmy przekonani, że trafiliśmy na siebie nie przypadkiem, i chcemy żyć razem – no to weźmy i się hajtnijmy! Jeszcze w tym roku, no bo po co i na co czekać. W sumie najbardziej zdziwieni byliśmy, że tak późno na to wpadliśmy (3 miesiące po pierwszej randce, kawał czasu :D ). Od początku było jasne, że ślub jest dla nas – chcieliśmy wziąć go tylko w towarzystwie świadków, jednak zdecydowaliśmy ostatecznie o małym przyjęciu dla najbliższych. Min naszych rodziców, słyszących że chcemy się pobrać przed pierwszą rocznicą spotkania, nie zapomnę nigdy – ale nasze szczęście udzieliło się chyba wszystkim, bo znieśli to dzielnie :D. Wybór sali zajął nam 5 minut – od razu zakochaliśmy się w klimatycznej, industrialnej Restauracji Smak Róży w Katowicach, maila z prośbą o podanie wolnych terminów wysłałam do jej właścicielki jeszcze tego samego dnia – większość sobót była pozajmowana, ale wtedy spojrzałam w kalendarz i zauważyłam, że w październiku 13 przypada w piątek – decyzja była prosta! I tak zadecydowaliśmy, że bierzemy ślub w piątek 13, najtrudniej było przekonać kierownika Urzędu Stanu Cywilnego, że z niego nie żartujemy :D Nawet mniej czasu zajął nam wybór obrączek – otóż obojgu spodobały się wyłącznie stalowe, niesamowite obrączki ze stali damasceńskiej, z firmy Inne Obrączki. Od początku byłam przekonana, że sukienkę chcę mieć w kolorze butelkowej zieleni – ubieram się tylko na czarno, a ten odcień zieleni uważam za najpiękniejszy kolor świata – na tak niezwykłą okazję idealny. Oboje jesteśmy ludźmi lasu – uwielbiamy kontakt z surową naturą, więc było oczywiste, że las zostaje motywem przewodnim. Zamówiłam na aliexpress sznurki, pieczątki, klamerki, ozdóbki, zaprojektowałam zaproszenia i papeterię, kupiłam sobie złote buty... i tak oto do końca marca mieliśmy właściwie organizację ślubu z głowy i mogliśmy zająć się ważniejszymi sprawami :D Tomek zaczął pracę na Śląsku, zamieszkaliśmy razem, ja zmieniłam pracę, urządzaliśmy się, zaczęliśmy rozdawać zaproszenia – i tak minęła wiosna. W wolnych chwilach dłubałam sobie dekoracje, i poszukiwałam szmaragdowego materiału na sukienkę – misja niemożliwa! Kiedy więc znalazłam w butiku wystrzałową, balową suknię w tym kolorze, zdecydowałam się od razu. Przyszło lato, zapraszanie gości połączyliśmy z podróżowaniem po całej Polsce, wszyscy z coraz większym niepokojem dopytywali, jak tam przygotowania... a my ze spokojem odpowiadaliśmy, że wszystko gotowe, bo obrączki mamy już zamówione! Notabene uważam, że zapraszanie na wesele to rewelacyjny sposób na skondensowane poznanie rodziny i przyjaciół partnera :) W sierpniu uznałam, że jednak na ceremonię chcę mieć delikatniejszą suknię, cudem zdobyłam w outlecie kawałek zielonego materiału w idealnym odcieniu, w ciemno poszłam do przesympatycznej krawcowej – żadnej ślubnej, zwykła starsza pani w niewielkiej pracowni, narysowałam jej co chcę...wyszło lepiej, niż oczekiwałam! We wrześniu uznaliśmy, że jednak chcemy fotografkę na ślub, więc zwerbowaliśmy na tą godzinkę ceremonii młodą, zdolną dziewczynę, którą znalazłam, bo fotografowała koleżankę xD Tort, całkowicie zgodny z naszą wizją, upiekł nam kolega mojego brata, na co dzień...muzyk :D
 

Na początku października najdrobniejsze szczegóły były już gotowe (pani właścicielka restauracji dzielnie odpowiadała na moje maile z pytaniami o odcień serwetek i lampek, i wszelkie inne głupoty), pozostało nam odebrać obrączki (i zachwycić się nimi!) oraz cała praca własna – montaż winietek (44 karteczki wklejone w szyszki!), upieczenie podziękowań (200 udekorowanych własnoręcznie pierniczków), no i tuż przed ślubem – własnej produkcji bukiet, wianek i bukiety dla druhen, i pieczenie ciasteczek i babeczek na słodki stół.
 

Dzień przed ślubem, kiedy to o 7 rano jechałam po kwiaty do hurtowni (i wracałam pociągiem z cudownie pachnącym eukaliptusem w objęciach), dekorowałam babeczki, poszliśmy sobie na obiad, by móc chwilę spokojnie porozmawiać, słonecznym, późnym popołudniem jechaliśmy zawieźć ostatnie dekoracje i alkohol do restauracji, mogę śmiało nazwać jednym z najpiękniejszych w życiu. Wieczorem zasnęliśmy w naszym malutkim, wysprzątanym jak nigdy mieszkanku w poczuciu, że nazajutrz czeka nas coś niesamowitego.
 

Obudziłam się o 6, pełna energii, zapału i optymizmu – i wtedy przeczytałam wiadomość od świadka, najlepszego kolegi Tomka od wczesnego dzieciństwa, że rozstał się z dziewczyną i przyjedzie sam. Ok, trudno...gdyby nie to, że mieli nas JEJ autem zawieźć z urzędu do restauracji :D co gorsza, kolega zaginął bez śladu, a jest znany z tego, że problemy lubi zapić, więc akcja poszukiwawcza musiała być błyskawiczna. Pojechałam z moim bratem zawieźć ciasta i tort na salę, Tomek w tym czasie wydzwaniał do świadka – bez odzewu – i do rodziców (na szczęście mieszkają w jednym bloku), żeby ruszyli z misją poszukiwawczą. Wróciłam do domu, dalej bez śladu! Największy plus całej sytuacji był taki, że Tomek mocno stresował się ceremonią, i to przeszło jak ręką odjął – zaczął stresować się świadkiem :D Poszłam do fryzjera, fryzjerka spytała, na jaką okazję czeszemy, jej miny na odpowiedź "Ślub. W dodatku mój" nie zapomnę długo – ale wyszło super :D Na całe szczęście pomalować się i ubrać poszłam do domu rodziców – gdy wróciłam około 13 do naszego mieszkanka (ślub był o 14.30) – szłam na piechotę, w sukni i szpilkach, pod rękę ze świadkową przez pół centrum miasta - miotali się po nim rodzice i wujostwo Tomka, a świadka dalej nie było – tyle dobrze, że w międzyczasie dał znać że żyje, i oznajmił że jednak przyjadą razem. Rodziców dosłownie wygoniliśmy (i dobrze, bo długo szukali miejsca parkingowego), Tomek przebrał się w minutę, ja zebrałam rzeczy typu buty na przebranie – i nagle odkryliśmy, że brak świadka oznacza brak transportu :D Na szczęście moja z grubsza przytomna świadkowa wezwała taksówkę, do której malowniczo zbiegliśmy z 4 piętra, ja z bukietem wielkim jak snop, z suknią ciągnącą się po ziemi, Tomek zawiązując krawat, wskoczyliśmy do auta, świadkowa zakrzyknęła "chyba pan widzi, że jedziemy do pałacu ślubów!" a ja zaczęłam płakać ze śmiechu :D
 

Na miejscu byliśmy pół godziny przed czasem (uffff!), ale to mi przypadła (prześwietna zresztą!) rola stania pod urzędem, witania gości (a całe tłumy przyszły na samą ceremonię ) i zabawiania ich rozmową, podczas gdy... Tomek pognał do pobliskiej galerii handlowej, gdzie parkowali przyjezdni goście, żeby przyprowadzić ich do urzędu – i słusznie, bo się pogubili :D Przyjechała fotografka, prawie wszyscy już byli na miejscu, no to śmiechy, rozmówki, wejście do urzędu, ochy i achy, zdjęcia, pan kierownik wychodzi i pokazuje, że już czas... ale kogóż brakuje? No ŚWIADKA! Wpadli kilka minut po czasie, tłumacząc, że po drodze dostali mandat... i oto pora na punkt kulminacyjny, świadek szuka dowodu...i nie ma! Parę minut po planowanym czasie rozpoczęcia ślubu prosiliśmy innego kolegę o świadkowanie (ale sprawił się super, bo nie ma tego złego...), obrączek cały czas pilnowałam ja :D
 

Ceremonia była przepiękna, absolutnie nic z rejestracji i podpisania papierka, trwała blisko godzinę, pan kierownik wygłosił wzruszającą mowę o odpowiedzialności, sugerując się "Małym Księciem", coś pięknego! Zero stresu, myślałam że będę płakać ale też nie, dopiero przy przysiędze, gdy zobaczyłam łzy w oczach męża, sama się wzruszyłam. Sala była pełna po brzegi, życzenia od najróżniejszych bliskich osób przyjmowaliśmy około pół godziny (a życzenia od gości zaproszonych na wesele były w restauracji!). Jak pisałam, samochody były zostawione w centrum handlowym. Wyruszyliśmy tam więc, całym wesołym orszakiem, przez główną ulicę Katowic. I przez drzwi obrotowe w galerii. I po schodach ruchomych. I przez parking. Super efekt i chwilowe celebryctwo :D
 

Do restauracji, ze względu na korki, jechaliśmy ponad pół godziny (a to kilka kilometrów), ale nie szkodzi – był czas na selfiki! Przyjęcie, tak spontanicznie zorganizowane, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania – było pysznie, elegancko i z klasą, a jednocześnie na luzie. Dekoracje kwiatowe (wliczone w koszt restauracji i przez nich organizowane) były przepiękne i idealnie dopasowane do mojego bukietu, i wymyślonego klimatu. Zdecydowaliśmy się na menu złożone z dwudaniowego obiadu z deserem, tortu, zróżnicowanej zimnej płyty i ciepłej kolacji, przyjęcie trwało od 16.00 do 1.30 i kolacji prawie nikt już nie jadł, bo wszyscy byli najedzeni – dostaliśmy stosy jedzenia do domu!
 

Nie chcieliśmy DJ, nie mówiąc o zespole, absolutnie nie chcieliśmy muzyki, niezgodnej z naszymi gustami – więc stworzyliśmy sobie playliste, która leciała z komputera przez niezłe głośniki, i to był strzał w 10! Klasyki taneczne lat 70 i 80, rockowe ballady i trochę mocniejszych kawałków typu Foo Fighters o dziwo, zapełniły nam parkiet! Wynikało to ze specyfiki gości – zaprosiliśmy w sumie 44 osoby, najbliższą rodzinę (rodzice, dziadkowie, chrzestni), kilkoro kuzynów z którymi mamy dobry kontakt, a połowę gości stanowili przyjaciele – to oczywiście wydatnie pomogło w budowaniu atmosfery :)
Tort mieliśmy o 19, i to była dobra decyzja – został zjedzony w całości, i wszystkim się podobał :) Wódki mieliśmy 60 butelek, zeszło 28 (a każda para dostawała na odchodne!), za to poszło 9 butelek wina. Rodziny posadziliśmy osobno, i to była dobra decyzja – jesteśmy z różnych środowisk, dzięki temu nie było kurtuazyjnych rozmów o niczym, tylko każdy dobrze się bawił w znanym gronie. W pobliżu siebie usadziliśmy wszystkich przyjaciół, zarówno z mojej jak i z Tomka strony fajnie złapali kontakt i gadaliśmy i bawiliśmy się wszyscy razem. Absolutnie zlekceważyliśmy wszelkie "bo trzeba" i "bo wypada"– nie było żadnego witania...czymkolwiek, nie rzucaliśmy kieliszkami, nie było ani jednego utworu disco polo, ani jednej zabawy – było po naszemu, my byliśmy przeszczęśliwi, nie przejmowaliśmy się niczym – i to wystarczyło, wszyscy wydawali się zadowoleni albo bardzo zadowoleni :D Rodziny zwinęły się przed północą, do końca szaleliśmy kameralnie z grupką przyjaciół – i było super :)
 

Bardzo się cieszyłam i cieszę, że nie mieliśmy żadnego apartamentu, tylko wróciliśmy po ślubie do swojego mieszkania – obudzenie się tam w sobotę rano, niby tak samo jak zawsze, ale wśród prezentów i kwiatów, i z piękną obrączką na palcu, było czymś kompletnie magicznym, polecam!
 

Podsumowując – nie staraliśmy się robić czegokolwiek niepoprawnie, w zasadzie to w ogóle się nie staraliśmy, chcieliśmy żeby było fajnie a po naszemu... a wyszło jak wyszło, komukolwiek opowiadam/pokazuje zdjęcia ze ślubu to reaguje co najmniej zdumieniem, czasem też oburzeniem :D Było pięknie, swobodnie, bezstresowo, po naszemu, i co chyba najważniejsze, totalnie nie mieliśmy objawów żadnej "depresji poślubnej": przygotowania były super, ślub był super, ale to nie był nasz najpiękniejszy dzień, te dopiero przed nami – za nami też ;) Aczkolwiek zyskaliśmy piękne wspomnienia, temat do wielu jeszcze rozmów, i piękne zdjęcia :D
 

Z kwestii technicznych: na całość wydaliśmy niespełna 10 000 zł. Zdjęcia w restauracji są amatorskie – tak pięknie radzą sobie z aparatem mój brat i jego dziewczyna! Bukiety i wianek robiłam sama dosłownie w 10 minut, totalnie na luzie i bez planu – uważam że wyszło pięknie. Polecam jak najwięcej rzeczy robić samemu – super zabawa i satysfakcja! Miałam druhny, bo mam 3 równie bliskie przyjaciółki - losowały, która z nich będzie świadkową :) Cieszcie się i śmiejcie to nie będą Wam potrzebne żadne dodatkowe zabiegi kosmetyczne – ja malowałam się sama, przy użyciu podkładu, pudru, eyelinera i tuszu do rzęs, a uważam że nigdy nie wyglądałam tak pięknie – szczęście to najlepszy kosmetyk :)
 

Za pomoc w organizacji tego dnia odpowiadali:
Restauracja: Smak Róży w Katowicach
Fotograf (ceremonia): Michalina Banasik Photography
Sukienka: Materialiści w Katowicach

Obrączki: Inne Obrączki



























Kilka słów od NPM:
Czasem mam wrażenie, że zamiast publikować tu historie przygotowań do ślubu i samego dnia ślubu powinnam publikować... wszystko. Historie poznania się, historie zaręczyn, a potem pewnie wszystkie kolejne wyjątkowe wydarzenia :) Bo, tak typowo po babsku, uwielbiam słuchać historii ludzi, zwłaszcza takich jak Marta.
Przeczytaliście historie poznania, a potem zaręczyn Marty i Tomka? Prawda, że jest, tak znów po babsku, przecudowna i wręcz stworzona do opowiadania innym? :)
Doskonale widać, że wszystko w tej bajce jest skrojone pod nich. Tempo organizacji, spontaniczność i pewność decyzji, przyjęcie tylko dla najbliższych, wyjątkowa data (bo piątek 13go nie może nie być wyjątkowy), sukienka w nietypowym kolorze, tort pieczony przez muzyka. A to dopiero początek… ;)
Jest lekko, na luzie i co najważniejsze: z wielką miłością.

Fryzjer w lesie, James Bond w spódnicy i kakao jako recepta na wszystko - sześć miesięcy do ślubu! [Ula]

$
0
0
Priscila ValentinaInstagram
Ach... Kocham weekendy. Po szalonym pędzie tygodnia, nauczyłam się już niemal czuć na języku słodki smak piątku i tych rozpościerających się przede mną dziesiątek możliwości. A jeszcze bardziej kocham jesienne weekendy, bo chociaż stworzenie ze mnie raczej spacerowe, to nie mogę nie docenić tej cudownej przytulności domu, w którego ramiona wpycha mnie każdy październik i listopad. Nigdy gorąca czekolada nie smakuje tak cudownie, jak teraz!

W domu pachnie chlebem – jeśli nie piekliście nigdy własnego, to koniecznie spróbujcie, to naprawdę proste, wymaga tylko trochę czasu, sprawnego piekarnika, i …. miłości. :) Chętnych zapraszam po przepis i zakwas na Pragę! :) I cóż, myślę, że czas już opowiedzieć Wam trochę o naszych świadkach.

Druhna. Anioł stróż, Leon Zawodowiec, James Bond w spódnicy (zazwyczaj bladoróżowej). Trzyma nas za rękę, kiedy za gardło łapie nas wzruszenie, a zdarza się, że trzyma nasze włosy, kiedy garmażerka nie dopisze. ;) Planuje panieński, pamięta o kosmetyczce, koordynuje makijaże, zabawia gości, biega po wódkę, pilnuje, aby klimatyzacja działała... Lista rzeczy, które robi druhna, nie ma końca. Ciekawa jestem, kim są dla Was Wasze druhny – siostrami, przyjaciółkami od piaskownicy, bratnimi duszami, przyszłymi szwagierkami? Czy po prostu – znajomymi, które cenicie z uwagi na praktyczne podejście i zdolności organizacyjne? A może wybrałyście na świadka brata, serdecznego przyjaciela, ciocię, córkę chrzestną?

Jaka powinna być druhna idealna? W zasadzie widzę tylko jeden warunek – musi Ci dobrze życzyć. :) Reszta to bardzo indywidualna sprawa – czy ma to być wulkan energii, który zaleczy Twoją skłonność do "przymułek", cichutki, dobry duszek, który poda chusteczkę w odpowiednim momencie, a może petarda, która da do słuchu osobnikowi sprawiającemu problemy na weselu? W tym przypadku doskonale jest się zdać na kobiecą intuicję, jak widać sprawdza się ona nieźle, nigdy bowiem nie słyszałam od znanych mi panien młodych, żeby były zawiedzione swoim wyborem.

Dla mnie z kolei wybór druhny nie był taki oczywisty, i chociaż są dziewczyny, za którymi poszłabym w ogień, to nie wiedziałam, którą należy poprosić o pełnienie tej funkcji. Dlatego właśnie zrezygnowałam z druhny, i... wybrałam trzy! :) Kiedy decyzja zapadła, poczułam ogromną ulgę, tak jakby coś nagle wskoczyło na swoje miejsce. Przecież to było takie oczywiste, naturalne... Co trzy głowy, to nie jedna! A zatem: druhny: moja młodsza siostra - P. Siostra Pawła - A. Przyjaciółka - P. Zupełnie inne, ale wszystkie niezawodne, kochane, dziewczyny, które znają mnie na wylot (niestety... ;) ) i akceptują taką, jaką jestem. Razem tworzymy jedyny w swoim rodzaju PUPA squad. ;) One są jednym z powodów, dla których nie mogę się tego dnia doczekać...! Na ślub i wesele nie zamierzam moich druhen ubierać w identyczne sukienki. Tak, zapewne świetnie to wygląda na zdjęciach. Tak samo, jak świetnie wyglądam na zdjęciach w wieku pięciu lat przebrana w kwiecistą różową sukieneczkę z Reichu... Nigdy więcej. ;) Przy odmienności ich temperamentów i typów urody byłoby to przebieranie ze szkodą dla naturalnego uroku. Na razie stoi tylko na podobnej kolorystyce, ale co z tego wyjdzie, nie mam pojęcia! ;)

Pierwsze spotkanie organizacyjne sztabu generalnego miałyśmy 21 października i powiedziałabym, że to był wieczór, który zapamiętam na długo... ale bym skłamała. :D Nie zmienia to faktu, że było wspaniale i cieszę się, że tak wybrałam – zanosi się na to, że wieczór panieński odbędzie się przynajmniej trzy razy, a jednocześnie – nie będę miała żadnego tradycyjnego panieńskiego.

Osobom, które rozważają kilka druhen od razu mówię, że to rozwiązanie nie jest pozbawione pewnych wyzwań. Jednym z największych jest konieczność wejścia na wyższy poziom logistyki. Mówię to po tym, jak biegnąc w deszczu na zajęcia trzymałam w zębach komórkę na głośnomówiącym, a ołówkiem rozpaczliwie notowałam na jakimś luźnym karteluchu godziny zaproponowane przez fryzjerkę, próbując to w głowie zestawić z grafikiem makijażystki. Ale wystarczy, że wyobrażam sobie spędzenie przygotowań do ślubu w towarzystwie kilku bardzo bliskich mi kobiet, a wiem, że jest to warte wszelkich szpagatów grafikowych. ;)

Jeśli chodzi o Pawła, to mogę ten temat streścić w kilku krótkich żołnierskich słowach, bo nie miał on żadnych rozterek i wątpliwości w kwestii świadka. Pawłowi drużbuje brat. Chociaż ma kilku bliższych i dalszych kumpli, to jednak najbardziej polega na K. Co tu kryć, grunt to rodzinka. :) Natomiast kawalerski sprowadzi się najprawdopodobniej do zabrania ziomów, wędek i piwa nad jezioro. Czego można chcieć więcej? ;)

My tu gadu gadu, a ja zapomniałam się Wam pochwalić – mamy zaproszenia! W realizacji pomogła nam bardzo ekipa ze Ślub i papier muszę przyznać, że działają ekspresowo, a ceny mają bardzo konkurencyjne. Ostatnia korekta i przelew był w czwartek, a zaproszenia przyszły w poniedziałek! Bardzo podobała mi się możliwość przejrzenia w pdfie gotowego projektu zaproszeń dla wszystkich gości. Dzięki temu wyłapaliśmy... nie, nie chcecie nawet wiedzieć, ile literówek może kryć się w stu zaproszeniach... W jednym przypadku z rozpędu omal nie użyłam ksywy znajomego jako nazwiska, tak dobrze do niego przylgnęła! :D Wzór zaproszenia wybraliśmy wspólnie, a P. zaproponował cytat na okładkę (ten oryginalny, o ruinie serca, jakoś średnio przypadł nam do gustu ;).

Konieczność zamówienia zaproszeń wiązała się również z rozmową z rodzicami na temat listy gości. Pamiętam, jak pisałam Milenie w moim pierwszym mailu, że obawiam się, że to będzie najbardziej problematyczny element wesela. Tymczasem wszystko odbyło się tak gładko, że jestem niemal zawiedziona! ;) Lista gotowa, a my zaczęliśmy już nawet zapraszać gości (i bardzo dobrze, bo to zajmuje dużo, patrzcie mi na usta: D U Ż O czasu – i jest świetne, ale przy dwustu gościach nierealne do wykonania w mniej niż dwa miesiące, co oznacza, że tak naprawdę właśnie teraz, pół roku przed ślubem, jest najlepszy czas, żeby to ogarnąć).

Kolejna rzecz, o której pisałam w mailach do Mileny to moja wielka ekscytacja pomysłem, że przygotowania do ślubu odbyłyby się całkowicie w domkach umiejscowionych w środku lasu, dzięki temu, że przyjechałaby do nas zarówno makijażystka jak i fryzjerka. To uda się wykonać tylko w części. Miałam tyle przygód z szukaniem dobrego fryzjera, który zgodzi się na przyjazd i zmieści się w budżecie, że w końcu dałam sobie spokój i wybrałam dobry salon 15 minut od naszej bazy i załatwiłam kierowcę, który będzie nas transportował tam i z powrotem. Trudno, czasem nie warto się szarpać, szczególnie jeśli mogą na tym ucierpieć włosy.

Z dziedziny sacrum: zaczęliśmy właśnie uczęszczać na nauki do Dominikanów na Freta w Warszawie, mogę je serdecznie polecić, w ślad za dziesiątkami innych zadowolonych par. Nauki dobywają się w trybie weekendowym, w ciepłej, przystępnej atmosferze, odczarowują stereotyp zaściankowego, wstydliwego katolickiego małżeństwa. ;) Pozostawiły też uczucie, że nad kilkoma sprawami trzeba jeszcze popracować... Ojciec Pilśniak potrafi zmienić perspektywę. Chociaż jest wielu chętnych, a mało miejsc, to naprawdę zachęcam do starań o udział w tych naukach, szczególnie jeśli jesteście zapracowani i nie macie czasu na większą ilość spotkań.

Z dziedziny pesymistyczne: nadal nie ćwiczę, nadal jem majonez, nadal nie uczę się do egzaminu i nadal nie mam na nic czasu. Na szczęście bezpieczniki przepaliły mi się już dawno, więc z mojej twarzy nie schodzi szeroki uśmiech, a w razie zakłóceń mam w odwodzie kakao. :>

Na grudzień zostaje nam maraton zaproszeniowy, dalsza część nauk i wizyta w poradni, ostatnie panieńsko-kawalerskie święta i dekoratorzy (nadal czekamy na detale realizacji). I pewnie milion innych rzeczy, o których teraz nie pamiętam, a które przypomną mi się pewnie w najmniej odpowiednim momencie. To dobry moment na zacytowanie Scarlett: I can't think about that right now. If I do, I'll go crazy. I'll think about that tomorrow. 

Wszystkie nasze podróże poślubne :)

$
0
0
Po co mi ślub? Po to, aby pojechać w podróż poślubną. Ja tak serio. I najlepiej... nie w jedną, a całą listę pierwszych miejsc i pierwszych razy :)

Pierwszy wyjazd - Moszna, woj, opolskie
Chyba równo tydzień po ślubie. Na kilka godzin, z myślą, że dolnośląskie to za blisko, więc zawojujmy opolskie ;) A jeśli już opolskie, to... ciągle w klimatach ślubnych, w miejsce, które odwiedzają "wszystkie" Pary Młode - Zamek w Mosznie.Zdecydowanie polecam na każdy wyjazd z kategorii romantyczne, przy odpowiednim nastawieniu oczywiście ;)


Pierwszy weekend - Wisła, woj. śląskie
To jeden z moich ulubionych punktów (Zakopane było kilka miesięcy później, więc niestety nie załapało się na listę pierwszych razów). To cała ja, to moja podstawa odliczania każdego miesiąca w roku i planowania... wszystkiego (ślubu też). Wisła i LGP w skokach narciarskich :)


Pierwszy wyjazd za granicę - Bratysława, Słowacja
Gdzieś ciut dalej, gdzieś spokojniej, gdzieś taniej i gdzieś gdzie jeszcze nas nie było. Padło na Bratysławę. To idealna opcja do połączenia z wypadem do Wiednia, np. teraz na jarmarki (podróż poślubna na jarmark - czy to nie brzmi cudownie?) :)
Na zdjęciu: Zamek Devín.


Pierwsze wakacje - Włochy
Czym są dla mnie wakacje? To dużo słońca, to morze gdzieś w tle, to kilkanaście dni intensywnego spacerowania. Tak bardzo popularnie i tak bardzo idealnie - włoskie zamki, włoskie kościoły, włoskie miasteczka i miasta.
Na zdjęciu: Zamek w San Leo.


I dziś :)
Teraz czas na najbardziej wyczekiwaną. Taką przez którą nie było długiego weekendu w listopadzie, nie będzie weekendu z jarmarkiem gdzieś u naszych sąsiadów (ale jeden dzień ukradnę rzeczywistości, choćby nie wiem co), nie będzie przedświątecznego wyjścia na występ chóru i słuchania kolęd, nie będzie mnie na finale Szlachetnej Paczki i chyba nic innego nie łamie mi tak bardzo serce (nie dlatego, że jestem nadzwyczajnie dobra, ale dlatego, że ja tym wszystkim wolontariuszom potwornie zazdroszczę - tych siniaków, tych problemów z zaśnięciem, tych emocji).
Ale liczę, że u mnie też będzie fajnie, bo... to moje spełniające się marzenie, a Paczkę przecież można zabrać na koniec świata (koszulka SuperW już czeka w walizce) :)


A więcej o nas i wszystkich pierwszych razach znajdziecie na instagramie lub w obrączkowym wpisie na blogu :)

List do Świętego Mikołaja 2017

$
0
0
Melissa McCrotty
Hola Mikołaju :)

Wpadasz i tu? Mam przeczucie, że dziś mnie nie znajdziesz (nie to, że byłam niegrzeczna, teraz trochę ciężko mi usiedzieć w miejscu), ale liczę, że po dotarciu do Wrocławia prezenty zagrodzą mi wejście do domu ;) Wiesz, te piżamy w śnieżynki, te skarpety w choinki, ten sweter z reniferem :D

A tak poważniej. Dziękuję za ten rok, za te okazje nie do stracenia (obiecuję, że nie stracę!), za te spełnione marzenia. Za dziś :)

Ja chyba jestem totalnie przewidywalna, bo... nie napisze Ci na liście moich życzeń nic nowego. Bo to  tradycyjne życzenia: cudownego weekendu dla moich SuperW (i historii, których będę im tak potwornie zazdrościć :D), medali na olimpiadzie dla skoczków (co powiesz na złoto w drużynie? ewentualnie możemy negocjować), dużo zdrowia i błogiego spokoju dla kilku bliskich mi osób, a dla mnie tego, aby wszystko szło zgodnie z planem. 

Blogowo? Yyy... ciągle jedno, ciągle to samo. Choć o tym wspominałam Ci chyba przy innej okazji. Tak najbardziej - to tego.

I pamiętaj - ten list to nie żadem podstęp i to nie dlatego, że zawsze minimum jedno życzenie mi spełniasz (przypadkiem zdarza się, że największe ;)). To z czystej miłości :)))

1 000 000 lat Święty!
Milena, NPM

Pstryk! To teraz do Was :)
Polecam, wszystkim, pianie takich listów.  Wg mnie to świetny sposób na to, aby zmotywować się do pracy i realizacji celów, które w takich listach się przedstawia. Lepszy niż sztywna, noworoczna lista postanowień ;) W ramach inspiracji - moje poprzednie listy: 20132014, 2015, 2017.

Panna Urszulka w podróży, czyli zapraszamy Gości! - 5 miesięcy do ślubu (serio?)

$
0
0

Little Keepsakes Photography / pinterest

Święta, święta...  Nie wiem jak Wy, ale my gnijemy przed choinką w moim rodzinnym domu. Kiedy już nam się źle leży, przenosimy się przed kominek i tam zalegamy na kolejne godziny.

W takie dni jak dziś wiem, jak może się czuć boa dusiciel po zeżarciu antylopy. Jutro przenosimy się do rodziny Pawła, gdzie dostaniemy do wsunięcia blachę snickersa (na to przynajmniej liczę, bo sernik mojej przyszłej teściowej naprawdę miażdży cycki!). Cóż, postaram się to brzemię dźwigać z godnością, licząc na to że suknia ma sporą domieszkę elastanu. ;) 

To są ważne dni - ostatnie Boże Narodzenie spędzone jeszcze z panieńskim nazwiskiem. Na następne przyjedziemy do Rodziców już jaka podstawowa komórka społeczna - prawdę mówiąc, już się nie mogę doczekać! :) 

Zaliczyliśmy już drugie weekendowe zajęcia na naukach przedmałżeńskich – w sobotę mieliśmy część warsztatową z Fundacją Sto Pociech, w niedzielę dalszy ciąg wykładów. Tak jak już pisałam – wykłady ojca Pilśniaka są łatwo przyswajalne i z życia wzięte, warsztaty z kolei wydały nam się nieco mniej życiowe (np. kalambury o potrzebach), ale niektóre ćwiczenia były super – chociażby dowiadywanie się o swoich wzajemnych oczekiwaniach wobec siebie. Nigdy wcześniej wprost o tym nie rozmawialiśmy. Po tylu wspólnych latach naturalnie podzieliliśmy się obowiązkami (ja robię listę zakupów i odpowiadam za szeroko pojętą socjalizację, Paweł wyrzuca śmieci i naprawia usterki ;) ), ale zaskoczył mnie  prośba Pawła, abym to ja zajęła się pilnowaniem terminów wizyt u lekarzy i była adminem podczas naszych wychowawczych rozmów z dziećmi. :D

Przed nami jeszcze trzy spotkania w poradni - fingers crossed! Poradnie są owiane dziesiątkami anegdot i budzących grozę historii, ale ja jestem raczej dobrze nastawiona. Oczywiście, kwestie poruszane na tych spotkaniach to nie są sprawy, o których lubię rozmawiać z obcymi ludźmi,  ale rozumiem intencję i chętnie sama się dowiem, jak to całe NPR działa.

Po ostatnich przejściach z szukaniem dekoratorów na sam dźwięk słowa "florystyka" włosy stawały mi dęba. Wstępnie zagadywałam dekoratorów białostockich, ale szczerze mówiąc bez przekonania, bo niestety estetyka i wykonanie firm z Podlasia mocno kłóciło się z naszym gustem. W dodatku spora ich część nie raczyła odpowiadać na wiadomości. ;) Chyba właśnie dlatego uczepiłam się olsztyńskich florystów jak rzep psiego ogona. Pamiętacie co pisałam o kurczowym trzymaniu się upatrzonych wykonawców? W tym samym czasie kurczowo trzymałam się upatrzonego wykonawcy... ;) Po czterech miesiącach wymiany maili, inspiracji, ba, nawet osobistego pofatygowania się (dekoratora na salę, a mnie do dekoratora), otrzymałam wycenę o połowę wyższą niż wyznaczony na wstępie budżet. W dodatku styl wykonania w ogóle nie podobał się Pawłowi... A naprawdę nie chcieliśmy żadnych cudów na kiju. Załamałam się. Pomyślałam: kurde, a może faktycznie to jest tak, że jak chcesz coś ładnego, to musisz zapłacić kilkanaście tysięcy, a do kilku to raczej nastaw się na butelki pomalowane złotą farba olejną i rzucone tu i ówdzie gałęzie eukaliptusa? Wiecie, tak jak to jest z torebkami - albo tandeta za 70 zł, albo porządna skóra za 700 zł. Nic pośrodku. Przeżyłam to jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie - jeden dzień załamania, a potem trzy dni jeszcze bardziej wytężonych poszukiwań.

I nagle na Ślubno-Weselnej Grupie Wsparcia (a jakże!) zobaczyłam, że Panny Młode polecają warszawską pracownię florystyczną. Na początku miałam obawy, bo stolica kojarzyła mi się z wyższymi cenami, ale w końcu napisałam maila. Termin okazał  się wolny i już trzy dni później spotkaliśmy się we czwórkę na kawie i chyba zaiskrzyło. :) Świetnie nam się gadało, zrobiliśmy małą burzę mózgów i obie strony zdają się cieszyć ze współpracy! Od razu czuję ulgę, że oto jest ktoś, kto zna się na tym co robi, lubi to co robi, i chce z nami pracować. :)

Mam buty! Te buty to 10 cm szpilki. Do butów przydałyby mi się zapasowe nogi, na razie zadowolę się zabraniem ze sobą używanych, porządnie rozchodzonych szpilek na zmianę. Na razie odkurzam sobie w tych szczudłach i mierzę czas, po którym moje palce zaczynają myśleć o wyprowadzce. Staram się jednak być dobrej myśli, bo bardzo wiele dziewczyn polecało markę m-but ze względu na wygodę (ja akurat mam model espirito czy jakieś inne descpacito ;) ). Rzeczywiście - kopyto jest dla mnie idealne, nawet mimo tego, że moje stopy bardzo źle znoszą ucisk i wszelką niewolę.

Mam też coś niesamowitego. To coś ulepiła mi Kasia - Jeżka. Pokazałam Kasi suknię i mniej więcej opisałam, czego szukam, a ona wyczarowała mi dedykowaną ozdobę do włosów. Jestem nią urzeczona i jak tylko mam okazję sprawdzam, czy leży bezpiecznie w swojej kryjówce, wyjmuję, oglądam, mówię do siebie i takie tam, jednym słowem - zachowuję się jak Gollum. ;) Ale to nie koniec. Ponieważ nie zdecydowałam się na ustrojenie druhen w takie same sukienki, to chciałam im zapewnić coś innego, co byłoby takim naszym osobistym motywem przewodnim. Dlatego poprosiłam Kasię, aby dorobiła również trzy kokówki w tym samym stylu, co ozdoba, i oto są! :) Każda z nich została przyozdobiona jednym, dwoma lub trzema listkami, zależnie od kolejności, w jakiej się poznałyśmy. :)

Aha. Gdybyście byli ciekawi, jak idzie przyszłej pannie młodej dbanie o siebie, to przestańcie. ;) A nie, mogę się pochwalić, że końcu zaczęłam trochę systematyczniej biegać, choć to akurat zasługa ludzi z pracy i naszej kameralnej rywalizacji na endomondo. Nagrodą jest wielki burger, więc chyba jasne, że to nie cud figura jest głównym motywatorem? ;)

W listopadzie zaczęliśmy zapraszać gości, ale większość zaproszeń wręczyliśmy przez ostatnie kilka dni. Najważniejsze okazały się trzy rzeczy:  

1. Uprzedzać o wizycie (tak nakazuje savoir-vivre), ale już raczej z trasy, z wyprzedzeniem kwadransa lub dwóch. Chodzi o umożliwienie cioci zdjęcia przysłowiowych wałków z głowy, ale uniemożliwienie jej ugotowanie trzydaniowego obiadu. Zapewne pierwszy obiad byłby do przełknięcia, ale co z dwoma kolejnymi...? My osobiście nie mogliśmy tego uniknąć – w okolicy świąt o pierożki, krokieciki i karpika nietrudno. I tu wkracza zasada numer dwa: 

2. Nie siadać!!! Amerykańscy naukowcy odkryli, że siadanie wydłuża proces zapraszania o 350%! ;) Co do zasady strzeżcie się jak ognia sadzania szanownych czterech liter w domu Waszych gości weselnych. Jeśli to zrobicie - to koniec, kaput, kaplica. Będzie kawka, ciasteczka, przekąseczka, naleweczka i dobranoc. ;) Oczywiście powyższe nie tyczy się dawno nie widzianej, ulubionej kuzynki, albo rodziny z daleka, do której jechaliście 3 godziny, ale w większości przypadków zarówno odwiedzani jak i odwiedzający z ulgą powitają opcję desantową. W razie widocznego na buziach rozczarowania bądźcie otwarci  i szczerzy – Wasi goście na pewno to zrozumieją.

3. Skorzystać z nieocenionej możliwości spotkania gości aby delikatnie wypytać o wszystkie kwestie organizacyjne (aktualne dane kontaktowe, wstępne potwierdzenie, ewentualnie alergie i diety, zainteresowanie transportem, noclegiem, etc.). To sprawiło nam najwięcej problemów – zwyczajnie nie mamy wprawy – zapomnieliśmy o informacji nt. braku poprawin (a dla osób dojeżdżających ma to istotne znaczenie), o zebraniu wywiadu na temat uczuleń na produkty spożywcze – będziemy więc robić sondę przy potwierdzaniu udziału w imprezie. Nasza lista gości ma kolumnę na aktualne numery telefonów, żebyśmy mogli w stosownym terminie obdzwonić wszystkich niepotwierdzonych weselników. Takie rozmowy z gośćmi są też bardzo inspirujące – przyjaciele Rodziców podsunęli nam myśl, aby dla przyjeżdżających z daleka zarezerwować kilka pokoi po to, by mogli przebrać się przed ślubem. Inną wartą rozważenia radą były gotowe drinki (raczej nie planujemy drink baru) – podobno cieszą się dużym zainteresowaniem tych kilkunastu osób, które nie przepadają za wódką czy winem.

Ostatnia sprawa, jaką zaczęliśmy ogarniać, to obrączki. Mamy kilka poleconych rodzinnych salonów jubilerskich, chcieliśmy uniknąć kupowania w sieciówkach, z uwagi na bardzo różną jakość wykonania. Ku mojemu zaskoczeniu klasyczna obrączka, na którą się nastawiłam, nie wyglądała na mojej dłoni tak dobrze, jak z brylantami. Jednak koszt obrączek mocno skacze w górę po dodaniu tych kilku kamyczków. ;) Paweł wychodzi z założenia, że akurat w tym przypadku warto wybrać coś, do czego się wyrywa serce, w końcu będziemy na to patrzeć całe życie. Poważnym argumentem przeciwko jest z kolei niemożność zmiany rozmiaru tego rodzaju biżuterii. Chyba więc ostatecznie stanie na klasycznych obrączkach z białego złota. Musimy to jeszcze przetrawić.

A więc trawimy. Obrączki, kapustę z grzybami, a już niedługo - snickersika... ;)

Ponieważ jest już prawie po Świętach, to przyłączam się do pięknych życzeń Mileny, a od siebie życzę ponadto pełnego cudów Nowego 2018 Roku - niech należy on w stu procentach do Was i Waszych marzeń!  I bardzo, bardzo Was przepraszam, że ten wpis jest taki długi! Obiecuję popracować nad zwięzłością wypowiedzi. :)

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Marta

$
0
0
Historia Marty:


O nas:
To było zakochanie od pierwszego wejrzenia, grom z jasnego nieba. Na przyjaźń i prawdziwą miłość trzeba było trochę poczekać. Poznaliśmy się mając niespełna 14 lat i wpadliśmy jak śliwka w kompot. Od tego czasu różnie bywało, ale otwarte serca, cierpliwość i dobre chęci sprawiły, że po 10 latach zaręczyliśmy się i podjęliśmy decyzję o ślubie. 12 lat od pierwszego "kocham Cię"ślubowaliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską...

Organizacja ślubu:
Początkowo nie chcieliśmy organizować wesela. Planowaliśmy krótkie przyjęcie dla najbliższej rodziny. Ale myśl, że taka okazja już się nie powtórzy nie dawała nam spokoju. Jako miesiąc naszego ślubu wybraliśmy czerwiec, ze względu na to, że oboje lubimy ciepło, przyrodę w rozkwicie, pełnię kolorów, piękne słońce. To był doskonały wybór. W tym roku początek czerwca był naprawdę ładny. W związku z zimną wiosną w czerwcu załapaliśmy się na majowy odcień zieleni na drzewach. Idealnie!
Organizacją ślubu zajęliśmy się od początku sami. Wir przygotowań bardzo przypadł mi do gustu. Mieliśmy konkretny plan, bliscy zaangażowali się w pomoc, ale na szczęście w większości spraw podzielali nasze zdanie i nikt nie próbował nam narzucać swojej wizji tego dnia. Miało być naturalnie i sielsko. Sezonowe kwiaty, świece, koronka, niewielki kościół, prosta sukienka i wianek we włosach. Nigdy nie marzyliśmy o typowym weselu, sukni na kole, blasku i tradycyjnych oczepinach. Rodziny mamy duże, więc listę gości tworzyliśmy w ten sposób żeby bawiły się z nami osoby, które są nam bliskie, a nie ludzie, których wypada zaprosić. Bawiło się z nami około 80 osób, rodzina i najbliżsi przyjaciele, ludzie bez których nie wyobrażaliśmy sobie tego dnia.
Zaczęliśmy przygotowania około 1,5 roku przed datą ślubu. Większość ślubnych wyborów przyszła nam łatwo. Pierwsza restauracja, którą obejrzeliśmy była strzałem w dziesiątkę. Równie łatwo przyszedł nam wybór fotografa. Podobnie było z pozostałymi usługodawcami. DJ i Barmanów poleciła nam Pani Manager z restauracji i cieszę się, że trafiliśmy na tak świetnych ludzi. W związku z tymi szybkimi wyborami przez prawie rok nie robiliśmy nic, bo było za wcześnie.
Wiele rzeczy postanowiliśmy przygotować własnoręcznie. W te przygotowania mocno zaangażowała się moja mama, pomogły nam również moje siostry. Rzeczy, które przygotowaliśmy samodzielnie to m.in. podziękowania dla gości, pudełko na obrączki, ciasta na słodki stół, poligrafię (poza zaproszeniami), drogowskaz ślubny, skrzynkę na życzenia, koszyczki ratunkowe oraz dekoracje poprawinowe. Z perspektywy czasu, wiem, że to był dobry pomysł. Co prawda wymagał sporo czasu, ale takie wspólne działania dają ogromną frajdę i pozwalają wspólnie spędzać czas, a kiedy na weselu widzisz zachwyt wśród gości – serce cieszy się jeszcze bardziej.

Dzień przed ślubem:
Najbardziej zabiegany dzień w całym ślubnym szaleństwie. Godzina 6 z minutami – przyjeżdżają pierwsi goście. Moi chrzestni rodzice, których nie widziałam od kilku lat, bo na co dzień mieszkają za granicą. Pierwsze łzy szczęścia przy powitaniu. Tak bardzo zależało mi na ich obecności i oto są. Śniadanie – to ostatnia spokojna chwila tego dnia. Całość ciast przygotowałyśmy z mamą i siostrami. Domowa manufaktura pracowała pełną parą od wtorku. Kończę babeczki, nadziewam je kremem i dekoruję truskawkami. Muszę bronić je przed podjadaczami. Około 11 zaczynamy mały maraton na trasie dom – restauracja. Zawozimy wszystkie ciasta, bagaże z rzeczami na poprawiny, menu, winietki i podziękowania dla gości. W tajemnicy przed rodzicami przemycamy zimne ognie, żeby mieli jutro niespodziankę. Zanim się obejrzymy trzeba pójść do kościoła, spowiedź, msza, próba przejścia przez kościół i dopełnienie wszystkich formalności – to czas kiedy można chwilę odetchnąć. Po powrocie z kościoła praca wre dalej, bo u nas na Kociewiu, panuje zwyczaj zwany polterabndt – impreza polegająca na tłuczeniu szkła i porcelany przed domem Panny Młodej w wieczór poprzedzający ślub. Rodzina, przyjaciele, znajomi oraz sąsiedzi przynoszą ze sobą szkło. Tłuczenie szkła symbolizuje pożegnanie dotychczasowego życia i ma przynieść Młodej Parze szczęście. Na Kociewiu tradycyjnie przygotowuje się poczęstunek dla przybyłych, a zadaniem Pana Młodego jest posprzątanie całego szkła. Impreza może trwać do północy. U nas skończyła się przed 23. Pozostało nam po prostu pójść spać.

Dzień ślubu:
Ja – najbardziej zorganizowana, ale przy tym nerwowa, płaczliwa i emocjonalnie podchodząca do wszystkiego osoba w rodzinie byłam przekonana, że w dniu ślubu będę płakać kilka razy i będę denerwowała się wszystkim. Ale sama siebie nie poznając byłam nad wyraz spokojna i zrelaksowana. Wstałam wcześnie, wszyscy jeszcze spali, zjadłam pożywne śniadanie, wykąpałam się, przygotowałam wszystkie ślubne akcesoria i nagle zrobiła się 8:15, a na 8:30 miałam być u fryzjera, a trzeba było jeszcze odebrać wianek z kwiaciarni. Zmiana planów, wianek odebrał Pan Młody już w trakcie mojej wizyty u fryzjera. Po powrocie przyszedł czas na makijaż. Makijażystka stwierdziła, że dawno nie malowała tak spokojnej i dobrze zorganizowanej Panny Młodej. Przyszła pora na małą chwilę wzruszenia, przeczytaliśmy listy, które do siebie wcześniej napisaliśmy. To były niezapomniane wrażenia. Przyjazd fotografa uświadomił mi, że to już za chwilę, już za moment, ale nadal byłam spokojna. Pani fotograf robiła zdjęcia detali, a ja siedziałam na fotelu i jadłam chleb z masłem i cukrem (kanapka o smaku dzieciństwa, zawsze takie robiła mi babcia :)). Przyjechał świadek Pana Młodego, chwilę po nim jego rodzice. Nawet widok poddenerwowanej czwórki rodziców nie robił na mnie wrażenia. Pan Młody ubrany, pora na mnie. Kiedy byłam gotowa wyszłam do ogrodu, w którym czekał na mnie Pan Młody. Widok szczęścia w jego oczach kiedy zobaczył mnie w sukni ślubnej – bezcenny. Później wszystko potoczyło się własnym rytmem. Krótka sesja zdjęciowa w ogrodzie z rodzicami, babcią i świadkami. Błogosławieństwo z podziękowaniem dla rodziców, które miało być kameralne, a odbyło się jednak w trochę większym gronie, ale i tak było uroczo. Było wzruszenie, był śmiech, było rozpakowywanie prezentów przez rodziców. Kontrola wyglądu i wyjazd do kościoła. Ślub przebiegał spokojnie, chociaż tak bardzo obawiałam się swojego wzruszenia. Sądziłam, że się rozkleję i ciężko będzie mi wypowiedzieć przysięgę. Ale o dziwo udało mi się zachować spokój i uśmiechać się szeroko oraz pewnym głosem powiedzieć przysięgę. Co prawda był moment, że czułam drżące nogi, a przy przysiędze serce biło mi jak szalone. Moja siostra czytała dla nas czytanie i gdyby nie to, że coś zaczęło burczeć w mikrofonie wszyscy byśmy płakali, a że sytuacja nas zaskoczyła udało się wysłuchać czytania do końca z radosnymi oczami. Jeszcze kiedy na koniec ceremonii zespół zagrał  "Ave Maria" jak z "U Pana Boga za piecem"  broda drżała mi ze wzruszenia.

Wesele:
Po wejściu do restauracji zaparło mi dech w piersiach. Dekoracje były śliczne, takie o jakich marzyliśmy. Szczególnie dekoracja naszego stołu, na którym leżał piękny koronkowy obrus skradła moje serce. Wszystkie elementy, które wykonaliśmy sami pasowały jak ulał i tym bardziej się cieszyliśmy. Aż mi wstyd, że tak zachwycam się własnym weselem :) Szczegółowy opis wesela sobie podaruję, chyba nikt by nie przetrwał czytania całości, bo i tak strasznie się rozpisałam. Powiem tylko, że bawiliśmy się przednio, jedzenie było wyśmienite, a podanie tortu o 20 było bardzo dobrym pomysłem. Pierwszy taniec zatańczyliśmy do "Rzuć to wszystko co złe" Zbigniewa Wodeckiego, fragment tej piosenki jest również wygrawerowany na naszych obrączkach. Przed podaniem szynki DJ zagrał "Taniec Hula" z Króla Lwa (kto tak jak ja kocha Timona i Pumbę, ten wie :)). Niespodzianką dla rodziców było rozpalenie przez gości iskierek miłości – zimnych ogni, i nasze wspólne przejście  z rodzicami pod szpalerem światełek oraz wspólny taniec. Oczepiny, których początkowo miało nie być zorganizowaliśmy w nietypowy sposób. Zauroczona wstążkową alternatywą, którą zobaczyłam na blogu u Mileny postanowiłam wprowadzić ten pomysł w życie. Kawalerowie natomiast losowali kluczyki do kłódki, którą zamknięty był koszyk z muszką Pana Młodego. Zabawy zostały odebrane bardzo pozytywnie, goście chwalili ten pomysł jako sympatyczny, oryginalny i kreatywny. Nikt nie uciekał, a nawet więcej, każdy chciał wygrać. Oprócz tego zorganizowaliśmy test zgodności oraz konkurs, w którym zadaniem było odgadnięcie jak największej ilości piosenek z polskich seriali i filmów. Kapitanami drużyn byli nasi tatowie, a zabawa przyniosła ogrom emocji.

Poprawiny:
Poprawiny odbyły się w naszym ogrodzie i mimo, że przed południem padał deszcz, to później się wypogodziło i mogliśmy świętować na świeżym powietrzu. Był relaks, były pyszności z grilla, domowa lemoniada i ognisko z pieczeniem kiełbasek, a nawet śpiewy. Były pogaduchy, były zabawne zdjęcia w fotoramce. To był wesoły dzień. Tego dnia polska drużyna piłkarska grała z Rumunią, goście śledzili wynik, powstał nawet plan organizacji strefy kibica, zabrakło tylko projektora :)

Podsumowując:
Były chwile wzruszenia, ale było dużo momentów, które bardzo mnie cieszyły. To był naprawdę piękny dzień, który z pewnością będziemy długo wspominać. Piękna ceremonia w małym, nastrojowym kościółku wypełnionym bliskimi nam osobami. Wspaniałe wesele, i ogromna radość. Goście z różnych regionów Polski bardzo dobrze się zintegrowali, a miks ślubnych tradycji i zwyczajów dał naprawdę dobry efekt. To najbardziej pozytywne emocje, których doświadczyłam. Nareszcie poślubiłam mężczyznę moich marzeń w otoczeniu bliskich osób i w bardzo pozytywnej atmosferze – tych uczuć nie da się opisać się słowami. Trzeba to przeżyć.

Co było niepoprawne?
- Kolorowe dodatki Pana Młodego (skarpety, mucha).
- Welon zdjęłam w drodze z kościoła do restauracji, a buty zmieniłam na prawie płaskie sandałki jeszcze przed pierwszym tańcem. Sukienkę ubrudziłam przed ceremonią podczas sesji w ogrodzie. Cóż, trawa farbuje ;), ale tego jak czarna była rano po weselu nic nie przebije.
- Moja biżuteria to stare, złote kolczyki pożyczone od mamy i  dwie bransoletki, jedną z nich dostałam od męża na ostatnie urodziny.
- Podziękowania dla rodziców – wręczenie prezentów i  podziękowania odbyły się w domu, w trakcie błogosławieństwa. Zatańczyliśmy do "Nie ma jak dom" Grażyny Łobaszewskiej. Rodzice w prezencie dostali zaproszenia do teatru muzycznego, fotoksiążki z naszymi zdjęciami z sesji narzeczeńskiej, a oprócz tego filiżanki z zabawnymi napisami oraz wzruszające bawełniane chusteczki dekoracyjne od Mocem.
- Jenga jako księga gości.
- Dużo rzeczy wykonaliśmy samodzielnie (m.in. save the date, menu, winietki, podziękowania dla gości, ślubny drogowskaz, dekoracje na poprawiny, sznury świetlne, pudełko na obrączki, ciasta na słodki stół, wieszaki z napisami, pudełko do jengi).
- Strefa relaksu z leżakami dla zmęczonych.
- Poprawiny w ogrodzie.
- Alternatywne oczepiny.
- Nasza playlista była pozbawiona disco polo. Na weselu był jednak blok muzyczny z dedykacjami i dosłownie kilka piosenek wkradło się na życzenie gości.
Nasz ślub i wesele nie były wcale, aż tak niepoprawne, były po prostu bardzo nasze, przeżyliśmy je po swojemu. I nikt się o nic nie obraził, a nawet więcej, usłyszeliśmy kilkukrotnie "jak będziemy brali ślub przyjdziemy Was prosić o pomoc w organizacji". To największy komplement dotyczący wesela jaki mogliśmy usłyszeć.

Rady dla przyszłych Panien Młodych:
- Weźcie buty na zmianę, ja miałam przygotowane aż 3 pary ;)
- Działajcie według harmonogramu, planujcie, notujcie, twórzcie listy. Polecam stworzyć sobie notatnik i mieć wszystko w jednym miejscu.
- Zaplanujcie budżet i notujcie wydatki. Dzięki temu będziecie dużo spokojniejsi.
- Najważniejsi tego dnia jesteście Wy i Wasza miłość. Nie warto się kłócić, przede wszystkim ze sobą nawzajem, ale też z bliskimi, którzy być może mają inną wizję Waszego ślubu niż Wy. Pielęgnujcie czas narzeczeństwa, chodźcie na randki, spacery, trzymajcie się za ręce. To wspaniały czas i wykorzystajcie go najlepiej jak się tylko da.
- Wpisując prośbę o potwierdzenie przybycia na zaproszeniach weźcie pod uwagę zapas czasowy i nie krępujcie się pytać jeśli ten czas już upłynął.
- Nie stresujcie się! Wiem, że łatwo powiedzieć, ale nawet jeśli będą jakieś wpadki to pewnie tylko Wy je zauważycie i będzie co wspominać w przyszłości. Czerpcie z tego dnia pełnymi garściami. Cieszcie się nim i ludźmi, którzy są tam dla Was.
- Uśmiechajcie się!
- Podczas wyboru świadków zwróćcie uwagę, aby były to osoby otwarte, kontaktowe i zorganizowane. Są tego dnia krok za Wami i pomagają w naprawdę wielu sprawach.
- Zorganizujcie first look sam na sam, to naprawdę niesamowite emocje.
- Pamiętajcie, że pozytywna energia zaraża i jeśli Wy będziecie się w pełni cieszyć tym dniem, jeśli w jego organizację włożycie swoje serce, to goście docenią całokształt.

Zdjęcia z przyjęcia poprawinowego: archiwum prywatne
Miejsce: Moja Weranda
Papeteria: W cudzysłowie
Suknia: projekt własny, wykonanie Place for Dress
Samochód: szwagier szwagra :)
Topper na tort: Ślub w dechę
Dodatki Pana Młodego: spinki, mucha, szelki, skarpety
Kwiaty: Pobłoccy

























































Kilka słów od NPM:
Marta jest jedną z tych panien młodych, które gdzieś w trakcie przygotowań do ślubu i już po udało mi się poznać odrobinę lepiej. Jeśli spodobało się Wam podejście Marty do tego dnia, a co i w tym się kryje – do życia, możecie wpaść na dłużej do jej miejsca w sieci – na bloga Marta Naturalna.
Po co było top pierwsze zdanie? Aby podkreślić to co mi się podobało w tym ślubie i weselu – naturalność i sielskość, nie będąca jedynie modną stylizacją, ale czymś co do tej dwójki ludzi pasuje. Podkreśleniem tego, że ważni są ludzie, którzy  w tym dniu się pojawiają, domowe ciasta i drżąca broda. Nie musi być modnie, nie musi być niepoprawnie – musi być "zgodnie z nami". Nic więcej.
Zawsze jestem pełna podziwu dla zdolności (i pokładów cierpliwości) jakich wymaga DIY. I mój podziw rośnie z każdym kolejnym elementem jaki Marta wymieniała na liście samodzielnie stworzonych. Bo tego jest ogrom! Aż zazdroszczę :)

Najpiękniejsze polskie śluby cz. 7

$
0
0
Jak szukacie wyjątkowości w świecie? Bo chyba nie powiecie mi, że nie szukacie? ;) Mnie pomaga pozytywne nastawienie i chęci. Nie znajdziesz, jeśli nie szukasz, nie znajdziesz, jeśli zamiast podkreślać będziesz skreślać, nawet w najpiękniejszym ślubie. 
W czym widzę piękno? W różnorodności, w poprawności i niepoprawności, w tym, że wolno wszystko - nawet ocierając się o kicz (lub w nim się pluskając, serio!). 

Moje ulubione "momenty" w tym zestawieniu? Kilka reportaży (2, 17, 18, 25), kilku fotografów (to ten moment w którym zaczęłam mieć totalną fazę na zdjęcia Magdy z Cudów Niewidów), klimat sesji z nr 9, sesja z nr 15 (swoją drogą, myślę, że w listopadzie mogę śmiało stwierdzić, że to moja ulubiona tegoroczna sesja), dwa fantastyczne i nie rustykalne miejsca na wesela (22 i 30), pojedyncze zdjęć (29, 32 - za kota!, 43), nowe początki, którym mocno kibicuję (47).
 
1. Monika i Bogusz
Zdjęcia: WhiteStory
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



2.  Lucja i Grzegorz
Zdjęcia: B&B Studio Fotografia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
3. Anna i Arek
Zdjęcia: Projekt35.pl - fotografia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



4. Marzena i Paweł
Film: Filmowanie Ślubów - GreenArt-Studio
Miejsce: Cegielnia Rzucewo
Organizacja: Perfect Day



5. Joanna i David
Zdjęcia: Cuda Niewidy
Florystyka: Decoki - usługi florystyczne
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



6. Paulina i Filip
Zdjęcia: Tworek Fotograficy
Miejsce: Stodoła Wszystkich Świętych Zwana Oczyszczalnią
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



7. Natalia i Mateusz
Zdjęcia: Patryk Wolański - Fotograf
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



8.  Angelika i Krzysztof
Zdjęcia: Malachite Meadow - fotografia ślubna - www.ma-me.pl
Sala: Pałac Tłokinia
Suknia: Viola.Piekut
Florystyka: Kraina Kwiatów - pracownia florystyczna
Słodki stół: Cukiernictwo Koszyczarski
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


9. Roma i Hubert
Zdjęcia: Dwatak -fotografia ślubna i rodzinna
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



10. Diana i Filip
Zdjęcia: Sebastians Weddings
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



11. Natalia i Witek
Zdjęcia: Cuda Niewidy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



12. Aleksandra i Michał
Zdjęcia: WhiteSmoke Studio
Organizacja: Kraina Ślubów Wedding Planners
Ślub: Kościół ss. Wizytek, Warszawa
Sala: Endorfina Foksal
Suknia: Viola.Piekut
Kwiaty, dekoracje: G-Fiore Dekoracje eventów
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
13. Paula i Marcin
Zdjęcia: Piotr Jakubowicz - fotografia ślubna
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



14. Zuza i Maciek
Zdjęcia: The Snap Shots
Miejsce: Hotel Jabłoń • Lake Resort
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
15. Magda i Maciej
Zdjęcia: LMFOTO.PL
Miejsce: Lizbona, Portugalia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



16. Natalia i Konrad
Zdjęcia: Pink Clouds
Miejsce: Kefalonia, Grecja
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
17. Magda i Mikołaj
Zdjęcia: Aga Bondyra Fotografia
Sala : Pałac Baborówko
Kwiaty: Pracownia Zieleni
Dekoracje: Wiórownia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



18. Joanka i Jasiu
Zdjęcia: Cuda Niewidy
Miejsce: Toskania, Włochy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



19. Beata i Edo
Zdjęcia: Szymon Olma Fotografia
Ceremonia: Uniwersytecka Kolegiata św. Anny w Krakowie
Miejsce wesela: Zamek Korzkiew
Organizacja: Winsa
Kwiaty: Bello Matrimonio-florystyka i dekoracje tel. 509 485 480
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



20. Isabella i Jonas
Zdjęcia: Studio Sorelle Katarzyna Pawlica
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
21. Basia i Karol
Zdjęcia: Jakub Nowotyński | photographer
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



22. Karolina i Jarek
Zdjęcia: Velvet Studio
Organizacja: Anioły Przyjęć

Miejsce: Pałac Goetz
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


   
23. Kasia i Mateusz
Zdjęcia: TwojMoment.com
Sala: Poganty
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
24. Mila i Ariel
Zdjęcia: idakrzyzyk.com
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



25. Jagoda i Kamil
Zdjęcia: Zatrzymaj Czas
Miejsce: Folwark Wąsowo
Florystyka: polne kwiaty
Samochód: Spiderem do Ślubu
Sukienka (sesja): atelier lawenda
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


26. Olga i Jakub
Zdjęcia: Warscy - Fotografia Ślubna
Miejsce: CEGLARNiA
Dekoracje: One temu winne
Bukiet: Kwiaciarnia Kwiaty&Miut
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



27. Love in the ruins
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Suknia: Suknie ślubne - Joanna Niemiec atelier
Biżuteria: NOVIA BLANCA
Stylizacja, makijaż, włosy: Joanna Sirak hair&makeup
Kwiaty: Bello Matrimonio-florystyka i dekoracje tel. 509 485 480
Papeteria: White Letters
Pudełeczko: Secret Keeper Box
Sesja dla Mad for Mag
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
28. Daga i Rafał
Zdjęcia: sztukastudio.pl
Organizacja i koordynacja: The Wedding Day
Dekoracje kwiatowe: Bello Matrimonio-florystyka i dekoracje tel. 509 485 480
Suknia: Madonna Suknie Ślubne
Garnitur: Cafardini
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
29. Sandra i Joseph
Zdjęcia: Velvet Studio
Sala: Belvedere Łazienki Królewskie
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



30. Magda i Krystian
Zdjęcia: Światłołap Grzegorz Kowalewski
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


31. Jakub i Lyndon
Zdjęcia: WhiteSmoke Studio
Sala: Platinum Palace
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


32. Ola i Tomek
Zdjęcia: Z Parą Do Ślubu - Fotografia & Film
Suknia: Karolina Twardowska Atelier
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



33. Ania i Jakub
Zdjęcia: Warscy - Fotografia Ślubna
Miejsce: Młyn Kowalewko
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
34. Kasia i Szymon
Zdjęcia: Katarzyna Pyrchała fotografia
Sala: Folwark Ruchenka - Barn House
Kwiaty: FloralHeaven.pl
Suknia: Ochocka Atelier
Buty: Showroom Ksis
Mucha: Monsieur Madame
Kaligrafia: Styletter - Kaligrafia Nowoczesna
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
35. Tropical Garden
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Akcesoria: NOVIA BLANCA
Dekoracje kwiatowe: Bella Fiori
Papeteria: White Letters
Makijaż, fryzura: Joanna Sirak hair&makeup
Tort: Słodkie chwile
Suknia: AGATA WOJTKIEWICZ ATELIER
Buty: Showroom Ksis
Strój Pana Młodego: Atelier Zabłotny
Pudełko: Secret Keeper Box
Miejsce: Ogród Botaniczny PAN w Powsinie
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


36. Ela i Adam
Zdjęcia: Cuda Niewidy
Sala: Pałac Sulisław
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



37. Gosia i Sasha
Zdjęcia: Agnieszka Szkabar - Fotograf Szczecin
Sala: Młyn nad Starą Regą Tarnowo
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkami: 1, 2.



38. Anna i Ajit
Zdjęcia: WhiteSmoke Studio
Sala: Pałac Rozalin
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



39. Jagoda i Kamil
Film: Zatrzymaj Czas
Miejsce: Folwark Wąsowo
Florystyka: polne kwiaty
Samochód: Spiderem do Ślubu
Sukienka (sesja): atelier lawenda 



40. Iga i Daniel
Zdjęcia: Warscy - Fotografia Ślubna
Sala: YachtClub Tiffi
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
41. Agnieszka i Daniel
Zdjęcia: B&W Photography
Miejsce: Restauracja Tabun
Suknia: ANNA KARA
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



42. Dorota i Piotr
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
43. Edyta i Karol
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
44. Magda i Michał
Zdjęcia: Anita Suchocka Photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



45. Paulina i Adam
Zdjęcia: Agata Grządzielska . Fotografia Ślubna Poznań
Sala: Siedem Drzew - Gościniec Restauracja Park Botaniczny
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
46. Gosia i Tomek
Zdjęcia: Aga Bondyra Fotografia
Scenografia: Bungalow Design & Event
Kwiaty: Pracownia Zieleni
Papeteria: HELLO calligraphy
Piknik: Republika Róż
Suknia: Ochocka Atelier
Stylizacja: Natalia Piątkowska Fashion Stylist
Makijaż: Wizaż i Stylizacja Rzęs Joanna Żurek
Drewniana mucha: Wiórownia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
47. Rhapsody in Blue
Zdjęcia: Thing called love
Miejsce: Folwark Wiązy
Kwiaty i dekoracje: Akuratnie Kwiaty
Papeterie: Papierove
Suknia: Strefa Panny Młodej, RINA COSSACK your luxurious clothes
Opaska na włosy: Jeżka
Napis LOVE: Light Me - Dekoracja Światłem
Makijaż i fryzura: Luiza Borkowska Make-up & Hair
Topper i patera na tort, korki do wina, wieszak, napisy "mąż", "żona", "miłość": Ślub w dechę
Księga gości: Papierowe Sztuki
Podwiązka: Strefa Panny Młodej, Wesołe Szydełko by Craft DNA
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
48. Bart i Juss
Zdjęcia: Sebastians Weddings
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



49. Marta i Mateusz
Zdjęcia: Michał Orłowski - Fotografia Ślubna, Rodzinna, Ciążowa, Portrety
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



50. Madeleine i Anton
Film: Low Light Productions
Miejsce: Hotel SPA Wieniawa
Organizacja: Event by ev - kompleksowa organizacja uroczystości 


Best of the Best, czyli ulubieńcy 2017

$
0
0
Best of the Best, to taki mój prywatny ranking firm z branży ślubnej, które w mijającym roku zrobiły na mnie, mniejsze lub większe, wrażenie. A że lubię mówić (w tym przypadku pisać) to co jednym się może przydać, a drugich pozwala docenić - zapraszam :)

 Best of the Best, czyli ulubieńcy 2017

PieczkoPietras Photography

Fotograf
Mogłabym śmiało na tej liście wymienić kilkunastu fotografów i nie móc odpędzić się od wyrzutów sumienia, że kogoś konkretnego pominęłam. Sama myśl, że obecna lista będzie się różnic od tej zeszłorocznej wywoływała u mnie dyskomfort, bo... nie ma na niej kilku z moich ulubionych (czy wręcz najulubieńszych) fotografów. Było ciężko, ale nie dałam się wszelkim dyskomfortom i wyrzutom sumienia. Myślę, że to 3+3 to osoby, które w tym roku trafiły do mnie bardziej. Jako ludzie, jako fotografowie, jako artyści. Kogoś się nie spodziewaliście? ;)
PieczkoPietras Photography - bezapelacyjnie mój numer 1 w 2017 roku. U nikogo innego nie widziałam tylu rewelacyjnych zdjęć i tak genialnych ślubów/wesel. Jeśli chcecie się zachwycać i inspirować, to do nich zaglądajcie w pierwszej kolejności. Chapeau bas za ten rok, jesteście bezkonkurencyjni!
Marta Kowalska Fotografia - bo bez Marty nie będzie żadnego "rankingu" na tym blogu, bo Marta robi cudowne zdjęcia (ciągle czekam na stronę i więcej zdjęć ;)) i jest fantastycznym człowiekiem, a ja wszystkim Wam życzę trafiania na takie osoby w swoich wyjątkowych dniach. Moja faza na jasne i czyste zdjęcia trwa i jestem pewna, że gdybym w tym momencie wybierała fotografa na swój ślub, znając kilkudziesięciu świetnych fotografów w Polsce, nie miałabym najmniejszych wątpliwości kogo chcę.
Bajkowe Śluby - lubię to jak Karolina i Michał patrzą na śluby i ludzi, lubię to jak o nich opowiadają i je pokazują, lubię to, że... mam wrażenie, że ja myślę podobnie :) Napisałam wyżej, że życzyłabym Wam człowieka takiego jak Marta w dniu Waszych ślubów, a potem przez sekundę zastanawiałam się czy nie powinnam napisać tego i tu. Powinnam. Więc życzę Wam takich ludzi i takich fotografów jak Bajkowi u boku. I ciekawostka: Wiecie kogo najfajniejsze osoby z branży ślubnej we Wrocławiu wybierały jako fotografów na swoje śluby? No oczywiście!
Nawiasem mówiąc: Bajkowe Śluby i PieczkoPietras stworzyli dwa moje ulubione reportaże w tym roku - do podrzenia tu i pewnie niedługo tu.
I kolejna trójka:
Cuda Niewidy - Magda, autorka mojego ulubionego zdjęcia w tym roku, fantastyczna osoba i świetna fotografka (tak, to też moje obecne klimaty - jasne, czyste zdjęcia i emocje, do zachwytów i do ramek).
Biały Kadr - znacie historie o kubkach? :D Jeśli nie, to ją Wam zacytuje, z całym facebookowym wpisem.
"Dzień dobry. Chciałam Wam dziś pokazać trochę magii.
Czasem nie mogę się doczekać jutra. Czekam tak bardzo, że nie mogę zasnąć. I dokładnie to wczoraj poczułam, gdy zobaczyłam ten reportaż i pomyślałam, że z rana Wam go pokażę.
Taki prosty strzał i miłość od pierwszego wejrzenia ;) I taki facepalm, bo gdy na Concept Weddings - Targi Ślubne byłam na stoisku Biały Kadr - fotografia, to zachwycałam się... kubkami. Cóż, niepoprawnie ;)
[a właściwie: ale to jest zajebiste!]"
A to link go zdjęć, którymi chyba najintensywniej w tym roku się zachwycałam.
Ewelina Zięba - królowa "bajek" na zdjeciach, autorka najbardziej magicznego profilu na fb. Jeśli jakikolwiek fotograf miałby zilustrować zdjęciami idealną bajkę dla dorosłych... cofnij, dla dorosłych jak ja, to tylko ona.

Zdjęcie roku
Wspomniane już wyżej - Magda, Cuda Niewidy. O to :)

Cuda Niewidy

Film
SuperWeddings - nic odkrywczego, nic nowego. Od chwili w której zobaczyłam historie Sebastiana nie trafia do mnie żaden innych ślubny teledysk w Polsce... i chyba na świecie. Czasem, gdy pytacie mnie o polecenie filmowca na wesele, to się zacinam. Bo w głowie mam Sebastiana, długo, długo nic i potem jeszcze może ze trzy nazwiska ;) Ale król w tej kategorii jest tylko jeden. Ten, który stworzył dwa (1, 2) fantastyczne filmy do dwóch moich ulubionych ślubów w tym roku :D

Suknia ślubna
Ochocka Atelier - zawsze podobały mi się suknie Ochockiej, zawsze były dla mnie ładne lub bardzo ładne. Taka spokojna miłość, bez strzały amora czy gromu z jasnego nieba. W tym roku chyba nadrobiłam wszelkie zaległości, bo leciały we mnie gromy strzały, jedna za drugą. I nie wyobrażam sobie w tym miejscu i z tym wyróżnieniem nikogo innego w tym roku. Coś mnie w tej decyzji upewniło? Nic nie musiało, ale fajnie móc się uśmiechnąć widząc wśród inspiracji przyjaciółki na jej ślub suknie tylko jednej projektantki. No, to może kiedyś (za rok?) do Śremu dojedziemy :D
Mały gratis na koniec: Jeśli jedno nazwisko to za mało, to zerknijcie jeszcze do Karoliny Tomczak i Warsaw Poet (1/2 z duetu Moons Vasovie)

Miejsce na wesele
Folwark Wąsowo-gdybym miała powiedzieć dlaczego to numer jeden na mojej liście, to powód jest prosty: za nierozczarowanie mnie. Wesela w Folwarku są wg mnie najbardziej spektakularnymi weselami jakie widziałam w polskim internecie. I przy kontakcie na żywo, takim w cztery oczy, to miejsce nie traci nic a nic ze spektakularności, którą dają mu dopieszczone zdjęcia i filmy. Jest zachwycające.
Polna Zdrój, Złoty Jar - za dolnośląskie, za naturalność i normalność, za ludzi dla ludzi, za obecność w moich, łączenie, trzech marzeniach :) 

Obrączki 
Tradycyjnie nie mam wątpliwości - Inne Obrączki i nasze #obraczkiwpodrozy.

Florystyka i dekoracje
Mam wrażenie, że to kategoria, którą potraktuje po macoszemu, bo nie napiszę Wam o niczym nowym.Do głowy przychodzą mi trzy firmy, chyba ciągle pozostające bez konkurencji:ArtSize, Kwiaty&Miut, Bello Matrimonio.
Do tej kategorii, troszkę w tematyce dekoracji, dorzucę jeszcze jeden duet. Tych, którzy chyba nie znudzą mi się nigdy, bo przy każdym spotkaniu zachwycają czymś innym i czuję się jak dziecko w sklepie z zabawkami (spotykam ich na targach ślubnych): Ślub w dechę.

Konsultanci ślubni jako źródło inspiracji
Poczekajcie miesiąc, może dwa... Będzie o nich oddzielny wpis, ze sporą ilością ładnych zdjęć na które tu nie ma miejsca :)

Nowość 2017?
Wymarzyłam sobie stworzenie tej kategorii i... Nie mam pomysłu na to kto mógłby być dla mnie totalnie nowym, zachwycającym odkryciem. Możecie mi podpowiedzieć :)

Teraz Wasza kolej! Kto na Was w tym roku zrobił wrażenie? 

Ubiegłorocznych ulubieńców znajdziecie tu. Ciągle to bardzo aktualna lista.

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Agnieszka

$
0
0
Historia Agnieszki:

O nas 

Kojarzycie te wzruszające historie: ona piękna i młoda, on młody i zabójczo przystojny, spotykają się, patrzą na siebie i już wiedzą, że to TO. Od tego czasu są nierozłączni. On się szybko oświadcza, potem biorą ślub i mają gromadkę dzieci?

To nie są historie o nas. Nasza znajomość dojrzewała powoli. Spotkaliśmy się na pierwszym roku studiów, często bywaliśmy na tych samych imprezach, na których za każdym razem musiałam się przedstawiać, ponieważ Filip nie miał pojęcia kim jestem. Skojarzył dopiero na czwartym roku, kiedy podczas jednej z imprez założył się z kolegami, że mnie poderwie. Nie muszę chyba mówić, że wygrał :) Było to ponad osiem lat temu. Od tego czasu jesteśmy parą. Na początku nie chcieliśmy ślubu, potem zmieniliśmy zdanie :)



Klamka zapada 


Nigdy nie  należałam do dziewczyn, które wyobrażały sobie siebie w białej sukni przed ołtarzem. O ile uwielbiam wszelkie rytuały, ten wydawał mi się zbędny, zarezerwowany dla osób wierzących, do których się nie zaliczam. Do tego drogi i nadęty.
Podobny pogląd na instytucję małżeństwa miał Filip.

Wszystko zmieniło się w 2015 roku, kiedy odszedł mój brat. Wtedy w głowie zaczęła kiełkować myśl, że jestem jedyną osobą, dzięki której moja mama będzie mogła przeżyć ślub dziecka. Parę miesięcy później gościliśmy na weselu przyjaciół w Anglii. Było pięknie, wzruszająco i rodzinnie. Szczęście, które unosiło się w powietrzu, porwało mnie całkowicie. Zamarzyłam o byciu panną młodą. Angielskie wesele zmiękczyło też mojego partnera ;) Coraz częściej zaczynaliśmy rozmawiać o sformalizowaniu naszego związku, ale nie były to konkretne plany. Do czasu, kiedy znalazłam na Facebooku ogłoszenie, że Kawkowo ma jeszcze wolne terminy na nadchodzący sezon. Od razu poczułam, że to przeznaczenie. Marzyłam o weselu w stodole, a ta w warmińskim gospodarstwie wydała mi się idealna. Podobnie jak całe siedlisko. Niewiele myśląc zarezerwowałam wstępnie termin i zaczęłam namawiać Filipa na ślub w lipcu (był październik). Początkowo nie był zachwycony. Zdenerwował się, że odbieram mu przyjemność oświadczyn, ale mój argument, że nie zależy mi na pierścionku, tylko obecności wszystkich bliskich był dla niego przekonujący. Wpłaciliśmy zaliczkę i zaczęliśmy przygotowania.


PRZYGOTOWANIA :)

 
Jesteśmy z Warszawy, także logistyka organizacji przyjęcia tak daleko od domu pochłonęła wiele czasu i energii. Filip miał obawy związane z rezerwacją miejsca, w którym nigdy nie byliśmy. Ja czułam, że to dobry wybór. Już pierwsza wizyta w Kawkowie potwierdziła moje przeczucia. Zostaliśmy oczarowani zarówno miejscem, jak i gospodarzem - Staszkiem. Jego ciepło i niezobowiązującą gościnność spowodowały, że od razu poczuliśmy się jak w domu. Właśnie na tym nam zależało -  weselu, którego motywem przewodnim będzie bliskość i luz. Wiedzieliśmy, że nie chcemy szpilek i krawatów, kelnerów i złotych tac. Zależało nam na beztroskiej atmosferze.

Od początku wiedzieliśmy, że największym wyzwaniem będzie catering. Oboje kochamy jeść. Chcieliśmy, żeby było pysznie i piknikowo. Nie mieliśmy ochoty na klasyczne, podawane posiłki. Wymyśliliśmy bufet przekąsek oraz grilla, który miał się palić przez całą noc, z menu mięsnym i wegańskim. Z pomocą przyszedł nam kumpel Filipa – Wiktor. Wiktor jest szefem kuchni i bardzo się zaangażował w poszukiwania firmy cateringowej a finalnie sam wszystko przygotował, ponieważ żadna firma z Olsztyna i okolic nie chciała się podjąć tego wyzwania. Wiktor i jego ekipa spisali się tak znakomicie, że goście do dzisiaj wspominają przepyszne potrawy. Menu wzbogaciliśmy lokalnymi produktami – chlebem i ciastem drożdżowym wypiekanymi przez panią z sąsiedniej wsi, smalcem z pobliskiej masarni oraz cydrem z Kwaśnego Jabłka.

Kolejnym problemem była lista gości. Budżet nie pozwolił nam na zaproszenie wszystkich, których nosimy w sercach. Dlatego wpadliśmy na pomysł, żeby dzień wcześniej wziąć ślub w Warszawie, na którym postaramy się zgromadzić wszystkich, o których ciepło myślimy, a w Kawkowie zgromadzimy tylko najbliższych, których i tak  wyszło sporo. Mamy szczęście do ludzi. Towarzyszą nam fantastyczni przyjaciele i duża rodzina, którą oboje uwielbiamy. Finalnie na wesele zostało zaproszonych ponad osiemdziesiąt osób. Imprezę postanowiliśmy poprzedzić uroczystością według naszego pomysłu, żeby zachować model – część oficjalna, a po niej zabawa.
 

Na samym początku miałam romantyczną wizję zaangażowanej panny młodej, oczyma duszy widziałam, jak przygotowuję dekoracje weselne rodem z Pinteresta. Zbieram polne kwiaty i układam z nich bukiety.  Pod wpływem rozmowy z zamężną przyjaciółką, zdecydowaliśmy się skorzystać z pomocy florystów. W końcu zależało nam, żeby cieszyć się sobą i chwilą, a nie stresować wystrojem. Zwłaszcza, że mój talent manualny nie jest imponujący. Wybraliśmy kwiaciarnię "W Te Pędy" z Olsztyna. Chcieliśmy, żeby aranżacja podkreśliła magię Kawkowa. Zdecydowaliśmy się na małe bukieciki na stołach oraz babcine firanki w drzwiach stodoły i miejscu uroczystości. Jedyne, co mogło być bardziej okazałe, to mój bukiet. Tutaj zostawiłam wolną rękę florystce. Justyna, zapytała o parę szczegółów i stworzyła dzieło, na widok którego popłakałam ze szczęścia. Każdej pannie młodej życzę takich emocji.
 

Potem przyszedł czas na wybór muzyki. Początkowo mieliśmy zrobić playlistę i nie zatrudniać DJ-a (o kapeli nie było mowy). Na szczęście trafiliśmy na DJ-a z Wąsem. Po raz kolejny zaufałam intuicji i najpierw zapłaciłam zaliczkę, a potem usłyszałam jak gra. Błażej okazał się nie tylko fachowcem, ale i fantastycznym człowiekiem. Rozkręcił imprezę tak, że goście następnego dnia narzekali na zakwasy. Wszystko bez disco polo (poza "Jesteś Szalona" zamówioną przez przyjaciela Anglika) i gier, na które reagujemy alergicznie. Daliśmy się tylko namówić na pierwszy taniec. Długo szukaliśmy piosenki. W końcu wybraliśmy "Z tobą chcę oglądać świat" Wodeckiego i Sośnickiej. Ilekroć ją teraz słyszę, wpadam w romantyczny nastrój ;)
 

Pozostałe przygotowania poszły błyskawicznie. Wszystko dzięki naszym utalentowanym przyjaciołom.
 

Zaproszenia zaprojektowała nam koleżanka po ASP. Delikatne dmuchawce, na kremowym tle, zachwyciły nas tak bardzo, że posłużyły też jako grafika zdobiąca  księgę gości i pamiątkowy album. Makijaż i fryzurę dostałam w prezencie od przyjaciółki wizażystki. 
 

Jeśli chodzi o suknię ślubną - miałam dwie. Tę do urzędu kupiłam za niecałe 100 zł przez Internet, natomiast do Kawkowa uszył mi w prezencie przyjaciel. Nie miałam konkretnej wizji, poza tym, że powinna mieć dekolt w literę V, składać się ze spódnicy i topu oraz pasować do kowbojek, bo od początku wiedziałam, że właśnie te buty wyjmę z szafy na wesele. Sebastian bardzo się denerwował, nie dość, że to pierwsza szyta przez niego suknia ślubna, to jeszcze dla mnie ;) Ja byłam spokojna. Wiedziałam, że będzie pięknie. Nie spodziewałam się tylko, że aż tak. Suknia idealnie korespondowała nie tylko z moją sylwetką, ale i charakterem. Swobodnie mogłam w niej jeść i szaleć na parkiecie. Jest jedną z najpiękniejszych pamiątek.
 

Kolejną wyjątkową pamiątką są robione przez Mariografię zdjęcia. Z Marysią poznałyśmy się sześć lat temu w pracy i bardzo szybko stałyśmy się nierozłączne. Kocham ją jak siostrę. Uwielbiam jej wrażliwość i sposób patrzenia na świat. Mam ogromne szczęście, że w tak ważnym dniu chciała obdarować nas swoim talentem.
 

Ostatnim prezentem, o jakim marzyłam, a nie śmiałam prosić był koncert akustyczny w wykonaniu naszych kumpli – bardzo zdolnych muzyków. Przed ślubem czytałam dużo relacji weselnych. Elementem, który robił na mnie bardzo duże wrażenie były występy od serca przygotowane przez młodych lub ich bliskich. Nie umiem opisać radości, jaką czułam, kiedy usłyszałam od chłopaków propozycję zagrania w Kawkowie. To było jak najpiękniejszy sen.

TEN DZIEŃ A W ZASADZIE TE DNI

 
Piątek, dzień ślubu cywilnego, przebiegł dość standardowo. Poszłam na makijaż do przyjaciółki, wróciłam do domu, gdzie czekali już świadkowie i pojechaliśmy do urzędu. Zaskoczyła nas ilość osób, które chciały nam towarzyszyć, mimo, że był to środek dnia roboczego. Trafiła nam się cudowna urzędniczka, która tchnęła ducha w dość oschłą urzędową formułę. Było pięknie i wzruszająco, ale ogromne emocje miały dopiero nastąpić ;)
 

Zaraz po ślubie planowaliśmy wyruszyć do Kawkowa, oczywiście nie obyło się bez przygód, które kosztowały nas trochę nerwów. Wszystko miało szczęśliwy finał, ale bardzo opóźniło przyjazd i zweryfikowało plan odebrania zamówionych produktów już w piątek. Musieliśmy się pożegnać z wizją leniwej, relaksującej soboty.
 

Kiedy dotarliśmy na miejsce, większość gości już na nas czekała. Padał deszcz, co nas niepokoiło, ale nie mieliśmy czasu myśleć, pochłonięci spontaniczną mini imprezą. Stres dopadł nas dopiero w nocy. W efekcie prawie nie spaliśmy i całą sobotę chodziliśmy jak zombie, a mieliśmy tyle na głowie! Od rana biegaliśmy kosmicznie zestresowani i w niedoczasie. Na szczęście, dzięki pomocy bliskich i świadków, którzy nas wozili oraz przygotowali przepiękny fotokącik, wszystko się udało. Dopisała też pogoda. Było pięknie, ciepło, ale nie upalnie, czyli idealnie na ślub i wesele w plenerze.

Jak już odebraliśmy jedzenie, cydr i gości z dworca w Olsztynie, mogliśmy zająć się sobą.   Byłam malowana w dużej sali, gdzie koleżanki wizażystki upiększały mamy, babcie i wszystkie chętne kumpele. Było bardzo wesoło i babsko. Potem przyszedł czas na ubieranie, które przebiegało już w bardziej kameralnej atmosferze. Tylko ze świadkową i Sebastianem (przyjacielem od sukni ślubnej ;)) Znaleźliśmy czas na złapanie oddechu i toast.
 

Godzinę przed uroczystością zdaliśmy sobie sprawę, że nie wybraliśmy muzyki. Filip wymyślił melodię końcową, mi zostawił tę na wejście. Jedna z koleżanek rzuciła żartem "Marsz Imperialny". Uznałam to za świetny pomysł. Wyobraźcie sobie miny gości, kiedy orszak panny młodej wchodził w rytm „Gwiezdnych Wojen”.
 

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ceremonia pod jabłonkami była chyba najbardziej wzruszającym momentem w moim życiu. Tata Filipa pełnił funkcję mistrza ceremonii. Jego brat towarzyszył nam, trzymając obrączki, którymi ponownie się wymieniliśmy. Przysięgami udało się doprowadzić do łez nie tylko siebie, ale i dużą część gości.

Po ceremonii wznieśliśmy toast lokalnym cydrem i udaliśmy się do stodoły, gdzie bawiliśmy się do rana. Najważniejszymi momentami była przemowa świadków, którą zawstydziliby niejednego stand uppera oraz odśpiewanie "Bohemian Rhapsody", hymnu naszej paczki jeszcze od czasu studiów, zakończone pogo, którego jedyną leżącą na ziemi ofiarą byłam ja – panna młoda ;) No i oczywiście, wspomniany koncert. Cały wieczór był magiczny, szalony, przepełniony miłością i dobrą energią, z której czerpiemy do dziś. Następnego dnia wielu gości powtarzało, że to było najlepsze wesele, na jakim byli, że czuli się jak na fantastycznych koloniach, z których żal im wracać. My utwierdziliśmy się w przekonaniu, że najlepsze, co nas w życiu spotyka to ludzie, z którymi możemy dzielić najwspanialsze chwile.
 

Wszystko, co niepoprawne:
– Oświadczyny, a raczej ich brak. Bardzo się cieszę, że nie postąpiliśmy tradycyjnie.
– Rezerwacja miejsca, które podpowiadało serce, bez wcześniejszej wizyty i to jeszcze tak daleko od domu.
– Grill zamiast podawanych posiłków.
– Samoobsługowe nalewaki z piwem zamiast popularnych drink barów.
– Toast lokalnym cydrem, zamiast szampanem.
– Znoszone kowbojki jako buty panny młodej.
– Pole namiotowe dla gości.
– Jednorazowe naczynia, żeby nikt nie musiał zmywać.
– "Marsz Imperialny" zamiast "Marszu Mendelsona".
– Całkowity brak zabaw i  przyśpiewek weselnych, "Cudownych rodziców mam", tortu itp.
– Pogo.
– Brak szczegółowego planu, postawienie na luz, wolność i spontaniczność

RADY DLA PRZYSZŁYCH PANIEN MŁODYCH
Dziewczyny, ślub to zbyt ważna sprawa, żeby chodzić na kompromisy z kimś więcej niż Wasz narzeczony, no i może portfel ;) Nie dajcie sobie narzucić, czegoś, czego nie czujecie. To Wasz dzień i ma być po Waszemu, nawet jeśli niekonwencjonalnie.
Wesele nie jest tanią imprezą, ale można znaleźć oszczędności. Nasze rodziny na początku były zaskoczone, że część gości ma spać pod namiotami a reszta płacić za swoje noclegi (miejsca do spania zapewniliśmy tylko najbliższym), ale okazało się to świetnym pomysłem. Nikt się nie obraził, a nam pozwoliło to zaoszczędzić pieniądze. Kolejnym pomysłem był alkohol na weselu. Kupiliśmy wódkę, piwo i cydr, ale na więcej nie pozwolił nam budżet. Dlatego na ślub cywilny poprosiliśmy o prezent w postaci wina, które potem podaliśmy gościom w Kawkowie.

Bez względu na to, czy organizujecie wielką imprezę, czy kameralny obiad, skupcie się na sobie. Róbcie to, co Wam serce podpowiada. Wszystko za szybko mija, żeby przejmować się konwenansami.
Delegujcie zadania. To jedyna rzecz, którą bym zmieniła, gdybym mogła cofnąć czas. Za dużo wzięliśmy na swoje barki, żeby nie obciążać innych, co było błędnym myśleniem, bo w efekcie i tak musieliśmy korzystać z pomocy, za to w dużo większym stresie, niż gdybyśmy poprosili o to na samym początku.
Pamiętajcie, że to jedyny taki dzień w życiu. Cieszcie się nim do upadłego!

Zdjęcia: Mariografia
Miejsce: Kawkowo
Kwiaty i firanki: Kwiaciarnia W te pędy
Suknia ślubna: Sebastian Siccone
Wizaż: Anna Kral
Catering: STEWIA
Księga gości: Papierowe Sztuki
Grafika na księdze gości: Julia Karwan Jastrzębska

































































Kilka słów od NPM: 
Powtórzę Wam to co napisałam Agnieszce: Czasem mam tak, że dostaję czyjąś relację ze ślubu i wesela, jestem nią totalnie zauroczona i nie mogę się doczekać publikacji. Dokładnie tak miałam tym razem i z myślą o tym ślubie spędziłam Sylwestra :) Teraz kolej na Was: czytajcie, oglądajcie i zachwyćcie się ze mną: historią, ślubami i przyjęciem, podejściem do całego wydarzenia (pole namiotowe to mój prywatny hit), myślą, że motywem przewodnim ma być bliskość i luz :)
Zastanawialiście się kiedyś po co organizuje się wesela? Bo ja tak, ale chyba jeszcze nigdy nie wpadłam na to co w tym wydarzeniu, poza faktem celebrowani miłości i chęcią podzielenia się tym z najbliższymi, jest większą wartością dla pary. Agnieszka odkryła to za mnie: "Cały wieczór był magiczny, szalony, przepełniony miłością i dobrą energią, z której czerpiemy do dziś.". To jest to! Niech ten dzień, ten ślub i wesele, ta pozytywna energia od Was i os ludzi Wam towarzyszących będzie czymś co będzie Wam ładowało akumulatory przez długi, długi czas. Mnie się bardzo podoba taka wartość dodana do organizowanego wesela :)

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Iga

$
0
0
Historia Igi: 
 
Chodząc po wielu polskich ślubach i weselach, słuchając księdza, który znudzony odbębniał jedną ceremonię za drugą, słuchając disco polo w czasie zagryzania kiełbasy, patrząc na pana Staszka z dużym brzuchem, który wykręcał ręce w tańcu wielu dziewczynom, myślałam sobie zawsze, że mój ślub musi być inny. Nie podobały mi się lokale z białymi gołębiami ani parasolki reklamujące marki piwa pod którymi wszyscy paliki fajki.
Nie łatwo jest znaleźć fajne miejsce na ślub i wesele, tym bardziej jeśli nie odbywają się one w dużym mieście. Po spędzeniu paru lat w Szwecji i wybraniu na partnera życiowego Szweda myśleliśmy obydwoje o pięknej skandynawskiej prostocie z lekką nutką gustownego przepychu.


Na ceremonię ślubną wybraliśmy podwórko moich rodziców w Beskidzie Niskim, którzy parę lat temu rzucili życie w mieście i przeprowadzili się do łemkowskiej chaty. Tam stworzyli sobie raj, w przepięknej drewnianej chacie z prysznicem nad strumykiem, paleniskiem w wiacie i skrzypiącymi drewnianymi schodami.
Nie wyobrażałam sobie lepszego miejsca.

Parę lat temu rodzice wybudowali również małą wiatę, która wisiała nad strumykiem, nie miała żadnych specjalnych funkcji, więc stała się naszym miejscem zaślubin z gośćmi siedzącymi na snopkach siana w wąwozie.
Efekt był rewelacyjny, a goście z polski i z wielu innych krajów świata byli oczarowani.

Po pięknej, wzruszającej ceremonii z szampanem na podwórku pod jabłonią wybraliśmy się w stronę naszego miejsca weselnego, które znajdowało się jeszcze bardziej na skraju świata niż chata moich rodziców.


Miejscem wesela była chata weselna w małej miejscowości Polany, przy granicy ze Słowacją. To malutka wieś leżąca za siedmioma górami i lasami, gdzie zasięg telefoniczny zanika, a wilki wyją nocami.
Wesele z polską orkiestrą, DJ-em i wodzirejem w międzynarodowym towarzystwie sprawdziło się fantastycznie. Jedzenie tradycyjne i wegetariańskie smakowało wszystkim, a goście bawili się do białego rana.

Następnego dnia odbyły się poprawiny przy kuchni polowej oraz ognisku w innej pięknej chacie łemkowskiej. Zmęczeni goście mogli się wylegiwać na snopkach siana.
 

Zdjęcia: Paweł Rzeźnik, Michał Sikora
Film: Michał Sikora








 
Kilka słów od NPM: 
Pamiętacie wesela sprzed wielu, wielu lat? Jesteście na tyle starzy? ;) Ja pamiętam jedno,  jedno z kategorii tych, które mam na myśli. Ślub w urzędzie i kościele, a potem wesele - na podwórku rodzinnego domu Panny Młodej. Otoczone rodzinnym dobytkiem, czasem w błocie, czasem z widokiem na siedzące w klatkach króliki bacznie obserwujące całe wydarzenie (to dopiero atrakcja dla dzieciaków! i te króliki i te błoto ;)). Bardzo, bardzo cieszy mnie, że to tego, choć częściowo (bo zostawmy sobie luksusy, które nam to wszystko ułatwiają), wracamy. Tak jak u Igi i Rogera - ślub na podwórku domu rodziców, wesele w pobliskiej chacie. Nie w pałacu, nie w trendowej stodole, w najważniejszym i najbliższym miejscu na świecie. Czy to nie tak powinno być?
Podoba mi sie to jak Iga określiła ich wyobrażenie o wyglądzie tego dnia: "skandynawska prostota z lekką nutką przepychu". Czuć to tu idealnie i choć dopatrzycie się tu tego co modne, to zobaczycie też to co wyróżni ich spośród tysięcy innych :)

Najpiękniejsze polskie śluby cz. 8

$
0
0
Nie mogę tego wpisu, będącego ostatnim wpisem z serii Najpiękniejsze polskie śluby w tym roku, nie zakończyć myślą: w Polsce mamy świetne Pary Młode, genialne śluby i rewelacyjną branżę ślubną. Aż nie wypada marzyć bardziej, ale... pomarzę ;)

O czym? Dziś tylko o jednym: o odwadze. Już nie tylko do tego, aby iść na przekór utartym standardom, aby mieć odwagę założyć trampki czy sandały bez obcasa, aby zrobić coś inaczej niż oczekuje rodzina. Marzę o odwadze, która pozwoli odejść od tego co dziś jest już bezpieczne (no dobra - bezpieczniejsze): od ślubów na łące, wesel w stodołach i porzuceniu welonów (swoja drogą - wianki mi się znudziły, ale welony chyba nigdy nie wejdą do łask ;)). O czymś szalonym, o czymś z takich zakamarków serc i umysłów, które trzyma się tylko dla siebie, o wędrowaniu bliżej tego co niebezpieczne, ale przy tym taaaak ekscytujące. O kolorze, takim od którego kręci się w głowie! I... czymś czym wszyscy mnie zaskoczycie :)

1. Monika i Mateusz
Zdjęcia: Anita Suchocka Photography
Miejsce: Zielone Wzgórze w Gromadzyniu
Suknia: Ochocka Atelier
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


2. Monika i Kajo
Film: SuperWeddings
Miejsce: CEGLARNiA


3. Ania i Michał
Zdjęcia: Motkowicz Photography
Suknia: Salon Mody Ślubnej ONA
Kwiaty: Miód Malina - florystyka i dekoracje
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


4. Olga i Czarek
Zdjęcia: Projekt35.pl - fotografia
Miejsce: Moherowe klify, Irlandia

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


5. Zuza i Bartek
Zdjęcia: Dominik Imielski fotograf
Kościół: Bazylika Bożego Ciała w Krakowie
Miejsce: Stara Zajezdnia Kraków, Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie
Florystyka: Petite Fleur
Tort: Tarta-k

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


6. Sabina i Michał
Zdjęcia: LMFOTO.PL
Miejsce: Folwark Wiązy

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


7. Natalia i Piotr
Zdjęcia: pawelkotas.com
Miejsce: Osada Młyńska
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


8. Aga i Zach
Zdjęcia: Anita Suchocka Photography
Sala: Polna Zdrój
Kwiaty i dekoracje: In Bloom Pracownia Florystyczna
Poligrafia: Cudowianki
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


9. Monika i Remigiusz
Zdjęcia: Motkowicz Photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


10. Ewa i Maciej
Zdjęcia: Projekt35.pl - fotografia
Miejsce: CEGLARNiA
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


11. Ola i Maciej
Zdjęcia: Łukasz Konopka Fotografia
Miejsce: Spichlerz Galowice
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


12. Marta i Paweł
Zdjęcia: Siostry Wosiak
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


13. Magda i Radek
Zdjęcia: Nina Twardowska
Miejsce: Restauracja Manufaktura
 

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


14. Marta i Martin
Zdjęcia: Anita Suchocka Photography
Miejsce: Schlosshotel Wernersdorf, Pałac Pakoszów
Suknia: ANNA KARA
Kwiaty: In Bloom Pracownia Florystyczna
 

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

   
15. Gosia i Bartek
Film: CieszyOko - Filmy ślubne
Miejsce: Majątek Howieny



16. Karolina i Przemek
Zdjęcia: Łukasz Sienkiewicz Fotografia
Miejsce: Reduta Banku Polskiego
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


17. Marta i Paweł
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Miejsce: Stodoła Wszystkich Świętych Zwana Oczyszczalnią
 

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


18. Kat i Riaan
Zdjęcia: PieczkoPietras Photography
Miejsce: Tenuta di Papena, Toskania
Florystyka: Il Bouquet Siena
Suknia: ANNA KARA
Buty: Dolce & Gabbana

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


   
19. Oliwia i Simon
Zdjęcia: Nina Twardowska
Suknia: AGATA WOJTKIEWICZ ATELIER
Opaska: DECOLOVE
Kwiaty: In Bloom Pracownia Florystyczna

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



20. Marlena i Tomek
Zdjęcia: Słodko Gorzko
Miejsce: Dwór Sieraków
Organizacja: Ceremony Concept - organizacja wesel
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



21. Mia i Tomasz
Zdjęcia: Biały Kadr - fotografia
Miejsce: Szklana Stodoła
Suknia: MOONS
Buty: AGA PRUS handmade shoes
Biżuteria: Mokave
Welon: Karolina Tomczak
Kwiaty, kaligrafia, dekoracje: plant.room
Garnitur: Bytom S.A.
DJ: Mr Oz - DJ na wesele, wodzirej, muzyk akordeonista
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


22. Julka i Kuba
Zdjęcia: Pietraszkiewicz - love photography
Florystyka: Kwiaciarnia Pierro Kępno
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


23. Łucja i Marcin
Zdjęcia: Przemysław Borys Fotografia
Miejsce: Pałac Zdunowo
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


24. Dorota i Sergiusz
Zdjęcia: Cześć Czołem Pracownia Twórcza
Miejsce: Klub Mila Zegrzynek
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


25. Zuza i Damian
Zdjęcia: Natalens-Studio
Organizacja: Wedding Alchemy by Valentina
Miejsce: Ośrodek Stawiska
Kwiaty: Projekt Kwiaty
Dekoracje: Zuza&Co
Suknia: Agnieszka Orlinska
Make-up: Sis Style
Wegańskie ciastka: fukafe
Catering: olowianka.eu
 

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


26. Adriana i Przemek
Zdjęcia: Kamila Piech Photography
Miejsce: Polna Zdrój
Florystyka: Decoki - usługi florystyczne
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


27. Karolina i Karol
Zdjęcia: Atelier Kryjak
Film: Pepa Studio
Miejsce: Sala Zaborowice "Gościniec Za Borem"
Kwiaty: Kwiaciarnia Pokusa Edyta Zając-Chruściel
Makijaż: TMochocka Make up
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.
Film znajdziecie pod linkiem: klik.



28. Lena i Florian
Zdjęcia: Michał Orłowski - Fotografia Ślubna, Rodzinna, Ciążowa, Portrety
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem poniżej:
Miejsce: YachtClub Tiffi
Tort: Restauracja w YachtClub Tiffi
Suknia: Grace Loves Lace, model Soho
Buty Panny Młodej: Jonak Paris
Fryzura i Makijaż: Pracownia Wizerunku
Pan Młody garnitur: Boss
Buty i pasek: Sutor Mantellassi
Koszula z haftem: Givenchy
Krawat: Auerbach Berlin
Bukiet, butonierka i dekoracje, tablica stołów, świeczniki itp.: Lena Lennert Wedding Design
Zaproszenia i winietki: Kartalia Zaproszenia

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



29.  Ewa i Andrzej
Zdjęcia: Marta Sputo
Miejsce: Dolina Cedronu
Bukiet: Bukietlove
Suknia: Enzoani
Makijaż: Ula Wilgierz - makijaż i stylizacja
Włosy: Pracownia Tomasz Karcz
Garnitur: BOSS
Spinki: Burberry

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



30. Magda i Maciek
Zdjęcia: Zatrzymaj Czas
Miejsce: Osada Młyńska
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


31. Olga i Jakub
Zdjęcia: Przemysław Borys Fotografia
Przyjęcie: OSADA Dębowo - Eko Agroturystyka
Przygotowania: Siedlisko Błominko
Kwiaty: Kwiaciarnia w te pędy
Suknia: Karolina Twardowska Atelier
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


32. Joanna i Łukasz
Zdjęcia: Natalens-Studio
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


33. Marta i Bartek
Zdjęcia: B&W Photography
Miejsce: Gdańsk

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



34. Zuza i Łukasz
Zdjęcia: PieczkoPietras Photography
Organizacja: Winsa
Miejsce: Dolina Cedronu
Florystyka: Bello Matrimonio-florystyka i dekoracje tel. 509 485 480
Suknie: Viola.Piekut, AGATA WOJTKIEWICZ ATELIER
Buty Panny Młodej: ISABEL MARANT

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik. 


  
35. Ania i Daniel
Zdjęcia: Cuda Niewidy
Miejsce: Spichlerz Galowice
Suknia: Salon Ślubny Celebrity
Makijaż: Makeup by Dominika Szymik
Muzyka: Pro-Jack Realizacja Imprez

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

 
  
36. Martyna i Michał
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


  
37. Kalina i David
Zdjęcia: Kamila Piech Photography
Miejsce: Kraków

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


   
38. Karolina i Michał
Zdjęcia: sztukastudio.pl
Miejsce: Tatry, Kasprowy Wierch

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


   
39. Daria i Dominik
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Organizacja/ Koncepcja: Elena Matiash Photography, My Planned Day
Dekoracje: MyBigDay.pl
Tort: Galeria Słodkości
Suknia: Atelier Tesoro
Stylizacja męska: PAWO
Biżuteria ślubna: NOVIA BLANCA
Make-up & Stylizacja włosów: Joanna Sirak
Kaligrafia, Papeteria ślubna: White Letters
Lokacja: Arkadia Park

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

 

40. Ania i Maciek
Film: Lovesick
Miejsce: Folwark Wąsowo 



41. Magda i Radek
Zdjęcia: Roksana robi zdjęcia
Jurta i organizacja: Ślub w jurcie
Miejsce: Osada Osjaków
Kwiaty: Babie Lato - dekoracja przyjęć
Dekoracje: LOUVE
Papeteria: Paperwords
Sukienka: Po Prostu
Fryzura: Pracownia fryzjerska - Beata Jałocha
Las w słoiku: Forest Forever
Muzyka: Gentle Jazz Trio

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



42. Ola i Mateusz
Film: Zatrzymaj Czas
Miejsce: Islandia
Suknia: Rue De Seine, atelier lawenda
Bukiet: Kwiaciarnia Kwiaty&Miut

 

43. Sandra i Krzysztof
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Miejsce: Folwark Wąsowo

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



44. Paulina i Piotr
Zdjęcia: codwieglowy.com Marcin Gruszka
Organizacja: Chechic_Eventi
Miejsce: Toskania, Włochy

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

 

45. Boho wedding
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Organizacja: Ślubny Nieporadnik
Organizacja i papeteria: Decoris Wedding Collection
Kwiaty: Muscari
Make Up: Patrycja Jabłońska Makeup
Suknia: Sylwia Kopczynska
Słodkości: Masz kawałek
Muszka: Marachic

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



46. Justyna i Tomasz
Film: Pepa Studio
Zdjęcia: Pepa Studio / Agata Grządzielska . Fotografia Ślubna Poznań
Organizacja i jurta: Ślub w jurcie
Miejsce: Zagroda Ojrzanów
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



47. Asia i Grześ
Zdjęcia: Roksana robi zdjęcia
Sukienka: Karolina Tomczak
Kwiaty: Babie Lato - dekoracja przyjęć
Papeteria: SheMakes - zaproszenia ślubne
Makijaż i fryzura: Maria Florczyk - wizaż i stylizacja

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.



48. Ula i Grześ
Zdjęcia: B&W Photography
Miejsce: OSADA Dębowo - Eko Agroturystyka
Kwiaty i dekoracje: Edan-Art Florystyka Dekoracje
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


49. Natalia i Teodor
Zdjęcia: FlatRock Studio | Kamil Łuszczyk
Miejsce: Stara Oranżeria
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


50. Aneta i Karol
Zdjęcia: Biały Kadr - fotografia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

W oku cyklonu - 4 miesiące do ślubu [Ula]

$
0
0
Ślub za cztery miesiące. Żarty się skończyły. Zaczęłam w końcu czuć, co się dzieje.

Niby część przedślubnego kociokwiku jest pod względną kontrolą, ale odnoszę wrażenie, że za nami ta łatwiejsza część organizacji, którą można było rozłożyć w czasie. Dociera do mnie, że dużą część spraw będziemy musieli ogarnąć w maju. 

Mojej sytuacji nie poprawia zbliżający się egzamin zawodowy. Za chwilę dosłownie wypadam z życia na całe tygodnie, bo będę je spędzać w domu, w dresach, z kubkiem kawy. Co ja mówię, z cysterną kawy! To czas, kiedy to Paweł będzie musiał stać w bezpiecznej odległości i rzucać we mnie czekoladą. ;) I naprawdę ostatnia rzecz, o której potrzebuję teraz myśleć, to kwiaty do dekoracji, wesoły autobus dla weselników z mojej miejscowości i „czy se związać, czy se rozpuścić”. Dlatego do 25 marca zamierzam o tym NIE myśleć, co będzie trudne, bo jestem ciut szurnięta na punkcie doprowadzania spraw do końca i do spazmów doprowadza mnie chociażby te chorerne 7 zaproszeń, których jeszcze nie rozwieźliśmy. Ale spróbuję wytrzymać z tym do kwietnia. Spróbuję. Spróbuję, no!

Styczeń minął nam pod znakiem dalszego ciągu zapraszania weselnych gości – po stronie Pawła jest ich nieco mniej, więc mieliśmy możliwość zajrzenia na dłużej i zamienienia z każdym paru słów. Dla mnie była to super okazja, żeby rodzinę i znajomych poznać nieco bliżej, i bardzo się cieszę, że tylko kilka zaproszeń do bardzo odległych miejscowości wysłaliśmy pocztą.

14 stycznia robiliśmy jedną z przyjemniejszych rzeczy związanych z naszym weselem – to był dzień degustacji menu weselnego na 2018 rok... Wspaniała sprawa. Oczywiście nie obyło się bez przypału, bo namówiłam Pawła na wzięcie dla nas porcji sałatki odrobinę przedwcześnie, prowokując reakcję przesympatycznej pani manager, która przez mikrofon poinformowała, że na razie to jest czas na robienie zdjęć, a na konsumpcję przyjdzie pora. Mówcie mi Bridgett. ;) Ale niczego nie żałuję, bo było pyszne! Jestem absolutnie spokojna o gastronomiczny aspekt przyjęcia. Jedyne, co mnie troszkę zaniepokoiło, to zupełny brak majonezu, trzeba będzie chyba zatargać własny słoik na tę potańcówkę. ;)

Przy okazji degustacji udało nam się pogadać z kilkoma zaprzyjaźnionymi podwykonawcami Rezydencji, bo miała ona trochę taką formę mini-targów ślubnych. I chociaż na początku zarzekaliśmy się, że poradzimy sobie bez animatora, to po tym, co widziałam u naszych gości (a raczej – czego nie widziałam, bo to nie były dzieci, tylko jakieś rozmazane smugi, jakieś szatany totalne!), to refleksja nasunęła się oczywista. Albo bierzemy animatora, albo hipnotyzera, albo speca od calf roping. ;) Animator wydał nam się najbardziej budżetową opcją.

Z kolei w ostatni weekend Pawcio solidnie przysiadł do obdzwaniania ludzi wożących pary młode do ślubu. Z łowów wyszedł zwycięsko i o ile nic nam się nie wykrzaczy po drodze, to w nową drogę życia wyruszymy w Jaguarze. :D Najważniejsze, że bez akompaniamentu akordeonu, bo i takie pakiety były do wzięcia. ;)

Tematu obrączek nie tknęliśmy z uwagi na brak czasu, a poza tym cały czas czekamy na walentynkową promocję w upatrzonym salonie jubilerskim. 

Za to – na samą myśl się ekscytuję – coś zaczęło już kiełkować, jeśli chodzi o podróż poślubną! Długo nie mogliśmy się zdecydować – Paweł zachęcał do rozważenia Ziemi Ognistej, a ja durna prawie bym na to poszła. Na szczęście w porę postanowiłam sprawdzić jakie tam panują temperatury w maju. Potem byłam już podejrzliwa wobec każdego miejsca, w którym jest chociaż cień szansy na możliwość łowienia taaaakich ryb. Nie jeżdżę może w podróż poślubną codziennie, ale i bez tego wiem, że mróz/komary/brak bieżącej wody/więcej komarów to nie są moje priorytety. Chociaż Syberia kusiła, oj, kusiła... Bardziej jednak kusiła wizja oceanu, słońca, picia wody kokosowej i jedzenia krewetek. I tak marudziłam Pawłowi, marudziłam, aż któregoś wyjątkowo brzydkiego dnia, kiedy biegłam na pociąg i padało mi za kołnierz, mój telefon zaćwierkał kusząco, a na mojej skrzynce mailowej pojawiło się potwierdzenie dokonania rezerwacji. A tam... ZANZIBAR! Zanzibar, i pokój z widokiem na Ocean Indyjski, i 12 nocy w pół-polskim pensjonacie przy przepięknej plaży (pod moskitierą). I tyle kokosów, ile tylko zmieszczę. Nie muszę chyba dodawać, że pisk, jaki z siebie wydałam, przepłoszył wszystkie gołębie na dworcu. Teraz, kiedy mamy już zarezerwowany nocleg, musimy tylko upolować bilety w dobrej cenie i z niezłym czasem przelotu.

Aha, i poradnia. Poradnia jest ekstra! Na razie nic o wykresach, za to mieliśmy... pochwalić się sobą nawzajem. To było najmilsze przeżycie miesiąca, przez kwadrans słuchać komplementów na swój temat, a potem chwalić Pawła drugie tyle. Zdecydowanie mogę to robić częściej! :D 

A co w lutym? Tak, jak wspominałam – kawa, dresy i walka o zachowanie poczytalności. ;) Trzymajcie kciuki, aby wszystko poszło dobrze, i bym mogła się w kwietniu martwić już tylko o kolor serwetek i inne takie pierdolety. :)  Od poniedziałku zaczynam urlop naukowy, a do wpisu lutowego chyba oddeleguję Pawła. On o tym jeszcze nie wie, ale ponieważ 22 lutego mam urodziny, to chyba nie będzie miał zbyt dużego wyboru. ;) 

Chociaż w tym miesiącu nie zabrakło przygód i stresów, to muszę Wam powiedzieć, że lubię projekt ŚLUB, już tylko dlatego, że nauczył nas grać w jednym zespole, rozmawiać ze sobą i na sobie polegać. To cieszy bardziej, niż wszystko inne.

Najlepsze aka alternatywne targi ślubne - wiosna 2018

$
0
0
Macie plany na zimowo-wiosenne weekendy, od lutego do maja? Jeśli nie, to mam dla Was idealną propozycję: łączenie romantycznych wyjazdów (kto tak jak ja uwielbia morze zimą?) z (oby) romantycznymi wizytami na targach ślubnych :)
Gdzie warto pojechać? Zerknijcie na poniższą listę i sami wybierzcie :)

Lista targów i ich opisów nie jest zamknięta. Będzie na bieżąco aktualizowana.

Luty 2018
Data: 3-4.02.2018, 10:00-17:00
Miejsce: Szarotka, ul. Racławicka 99, budynek 06, Warszawa
Lista wystawców: klik
Wstęp: 5 zł
"Uroczystość" to nowoczesne Targi Ślubne w industrialnej przestrzeni Szarotki - nieustannie przemieniającym się miejscu z duszą. To Targi dla najbardziej wymagających Par Młodych, które szukają nietypowych rozwiązań na swoje wesele.


Data: 25.02.2018, 12:00-18:00
Miejsce: Stary Maneż, ul. J. Słowackiego 23, Gdańsk
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Podczas V edycji Alternatywnych Targów Ślubnych  wystąpi blisko 80 wyselekcjonowanych wystawców, którzy zaprezentują swoje produkty i usługi. Wydarzenie ma na celu wypromowanie niszowych marek z branży ślubnej.
ATŚ są alternatywą dla typowych targów ślubnych, promują dobry styl, świetny dizajn, stawiają na jakość i ciekawy pomysł.

  
Data: 25.02.2018, 12:00-18:00
Miejsce: Klub Stara Przepompownia, ul. Raszkowska 78, Ostrów Wielkopolski
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Alternatywne targi ślubne w Ostrowie to nowa jakość, naturalność, niebanalność. To świeży oddech, to kreatywność i ciekawe pomysły. To rozwiązanie dla tych wszystkich, którzy poszukują czegoś więcej i inaczej, po prostu piękniej. Będzie kameralnie, w klimatycznych wnętrzach, w ciepłej i miłej atmosferze, gdzie przy filiżance pysznej kawy będziecie mogli porozmawiać na spokojnie z wystawcami.


Marzec 2018
Data: 4.03.2018, 11:00-18:00
Miejsce: Stara Zajezdnia Kraków, ul. Świętego Wawrzyńca 12, Kraków
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Krakowskie alternatywne targi ślubne to świeże spojrzenie, nowe pomysły oraz niebanalne rozwiązania dla przyszłych nowożeńców. Razem z wystawcami chcemy zainspirować Was do stworzenia niepowtarzalnego klimatu Waszego ślubu.


Data: 25.03.2018, 11:00-18:00
Miejsce: Spotkania Kultur, Plac Teatralny 1, Lublin
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Pierwsze Alternatywne Targi Ślubne w Lublinie.
Alternatywne – to znaczy jakie? Inne. Po naszemu. W dobrym guście i zgodnie ze współczesnymi trendami.
Chcemy pomóc Wam się spotkać. Porozmawiać o tym co w duszach gra. Wypić dobrą kawę. Pomóc wybrać najlepsze z dróg do pięknego dnia ślubu.
To będzie Dobry Czas. Spędźmy go razem ♥



Kwiecień 2018
Data: 8.04.2018
Miejsce: Stara Rzeźnia, ul. Tadeusza Wendy 14, Szczecin
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Sedina Wedding Fair to pierwsze szczecińskie alternatywne targi ślubne.
Wiemy co jest istotne przy organizacji Ślubu i jak ważne jest, aby ten dzień był wyjątkowy i zapadający w pamięć. Postawiliśmy więc na twórców, dla których najważniejsza jest jakość świadczonych usług i nieszablonowość realizacji. Chcemy, aby nasze targi były okazją do nawiązania współpracy z wysokiej klasy specjalistami, otwartymi, pełnymi pomysłów, dla których każdy ślub to niesamowita przygoda i możliwość wykreowania czegoś unikalnego i pięknego.


Data: 15.04.2018, 11:00-18:00
Miejsce: Folwark Wąsowo, ul. Poznańska 2, Kuślin, Wąsowo
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
BACK TO NATURE – wracamy do natury. Odchodzimy od powszechnie przyjętych norm i utartych schematów obowiązujących podczas organizacji ślubu i przyjęcia weselnego. Udowadniamy, że można inaczej! Zbliżmy się do natury, zatrzymajmy na chwilę, zastanówmy się - co w tym dniu jest najważniejsze.
W tym roku spotkamy się tradycyjnie w cieszącej się międzynarodowym uznaniem Stodole oraz zaprezentujemy nieznane dotąd oblicze Folwarku - industrialną i surową Oborę - a to wszystko wśród zabytkowej zabudowy Folwarku Wąsowo.
Najlepsi, starannie wyselekcjonowani wystawcy, ciekawe wykłady, prelekcje, spotkania i mnóstwo pozytywnej energii. Będzie się działo!


Data: 22.04.2018, 11:00-18:00
Miejsce: Łódź Fabryczna, Plac Bronisława Sałacińskiego 1, Łódź
Lista wystawców: klik
Wstęp: bezpłatny
Targi ślubne promujące nowe trendy, alternatywne podejście do ślubu, niszowe produkty i wysokiej jakości usługi.
Chcemy aby było estetyczną ucztą dla zmysłów, miejscem gdzie można obejrzeć piękne projekty młodych twórców, spróbować najlepszego słonego karmelu i obłędnej wiśniowej tarty, napić się pysznej kawy i spokojnie porozmawiać z wystawcami oferującymi produkty i usługi najwyższej jakości. To wydarzenie alternatywne do utartych schematów i wzorców, kierujące uwagę głównie na Młodą Parę, ich uczucia i relacje. Chcemy pokazać, że celebrując takie wydarzenie można pozostać sobą, nie być przebranym tylko dobrze ubranym, cieszyć się detalami, które są pięknie wykonane i pochodzą od lokalnych producentów.


Maj 2018
Data: 13.05.2018, 11:00-18:00
Miejsce: Walcownia, ul. 11 Listopada (wjazd od ulicy Rozdzieńskiej 25), Katowice
Lista wystawców: klik
Wstęp: 10 zł
Historia targów jest niedługa, jednak przyszedł już czas na organizację 5-tej edycji Silesia Wedding Day, która odbędzie się 13 maja 2018 roku w nowym miejscu - w Walcowni Cynku w Katowicach (Szopienicach). Alternatywne targi są tym, czego brakuje nam w dużych, masowych halach expo od lat kojarzonych właśnie z targami ślubnymi. Razem z wystawcami, których starannie dobieramy - staramy się stworzyć jak najbardziej przyjazny klimat w miejscach, w których organizujemy nasze wydarzenia.


To co, gdzie się wybieracie?

Podsumowanie 2017 roku :)

$
0
0
LuxWOMAN
Jak, w temacie ślubów i wesel, minął Wam 2017 rok? U mnie... poprawnie, w dobrym znaczeniu tego słowa :D I w doborowy towarzystwie!

Robiąc podsumowanie 2017 roku stwierdziłam, że nic nie cieszy mnie tak bardzo jak fakt, że nie jestem na tym blogu sama. Nie z przypadkowymi osobami, nie z ludźmi za pieniądze, a w wymarzonym dla mnie towarzystwie - Panien Młodych. Z Jagodą, Ulą i dziewczynami z GNPM.

A jak wyglądało to na blogu? 

GNPM - 3 najpopularniejsze wpisy (i gratis):
1. Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Ewelina- jedyna w swoim rodzaju!2. Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Kasia - jeden ze ślubów na które w tym roku czekałam bardziej :)
3. Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Aleksandra - kolejny dowód na to jak pięknie mamy w dolnośląskim :)
Kto zgadnie kto jest gratisem? No oczywiście, że Jagoda i "mój prywatny ślub roku" :) 

Jedne z moich ulubionych wpisów:
W kolejności alfabetycznej, wybrane spośród tych, które nie załapały się do dziesiętki najpopularniejszych.
 1. 7,5 miesiąca do ślubu, czyli dzień dobry, poznajcie Ulę :) [Ula] - wpis dzięki, któremu można się w Uli zakochać - na miejscu i totalnie :)
2. Ej ludzie, cieszcie się, że innym coś pięknie wychodzi! - o tej wstrętnej zazdrości i małej recepcie na nią.
3. Jak nie płakać w kościele? - krótki tekst o emocjach w dniu ślubu - jeden z koszmarów Panny Młodej? Przepłakać ślub i wesele :D
4. Kibic numer jeden - chyba mój ubiegłoroczny nr 1, bo odnoszący się nie tylko do ślubu i wesela, a wszystkiego co po. O kibicowaniu sobie w związku :)
5. Wszystkie nasze podróże poślubne :) - bo mało który wpis jest tak bardzo jak ten o tym co kocham :) 

Najpopularniejsze wpisy roku*:
(*Liczone są tylko wpisy napisane i opublikowane w 2017 roku. Bez NPŚ, bez listy miejsc na wesele i projektantów sukien, bez Best of the best, czyli bez wszystkiego co liczbę odsłon zawdzięcza udostępnieniom przez branżę ślubną.)  
1. Bez tytułu, bo bez słów - o najpiękniejszym ślubie i weselu w Polsce - pomijając fakt, że tytuł nie kłamie, to... jednak był bardzo podatny na kliki tytuł (bardzo takich nie lubię, ale... tu tak samo wyszło!).
2. Czego nie lubiłam i nadal nie lubię w polskich weselach? - prawda, że narzeka się dobrze i dobrze o narzekaniu się czyta? Widać ;) Sama ograniczam to do minimum (czyt. jeden wpis w roku? albo jeden na kilka lat?), ale... na zdrowie, czasem dobrze coś z siebie wyrzucić ;)
3. O modzie na "to mój ślub i będzie wyglądał tak jak ja chce" - o tym: dla pary czy dla rodziny, na jakich zasadach i dlaczego tak?
4. Reportaż vs zdjęcia do ramki, czyli tekst o złotych środkach - bo ileż można słuchać o tym, że "reportaż, tylko reportaż, a zdjęcie do ramki boli" ;)
5. Jak usadzić gości i nie zwariować? - całkiem praktycznie.
6. Wymyślam...ślubno-weselne trendy na 2017 rok ;) - podoba mi się to, że wymyślane/subiektywne trendy czytają się lepiej niż te obiektywnie wyszukane :)
7. Niektórzy chyba zapomnieli dlaczego biorą ślub... - znacie takich? To przeczytajcie ;)
8. Jak odmówić zaręczyn? - wiem, że to tekst, który ma mało odsłon w dniu publikacji, ale... jest potrzebny. Dla google i wszystkich zbłąkanych i niepewnych.
9. Kilka praktycznych informacji o wejściu, wyjściu i zachowaniu w kościele - jeśli ślub przed Wami, zwarto zajrzeć.
10. 3 miesiące do ślubu, czyli niech ktoś zatrzyma świat, my wysiadamy! [Jagoda] - mój ulubiony wpis Jagody. Jeden z tych, którzy powinni przeczytać wszyscy przed ślubem, obowiązkowo!

Prywatnie-publicznie-blogowo:
Prawdopodobnie mogłabym skopiować i przykleić tu wszystko (wszyściutko!) co pisałam w roku poprzednim. Nadal miewam blogowe kryzysy, nadal nie pozwalają mi "w nich tkwić z większą pewnością" inni ludzie. Nadal, już coraz jaśniejszy, mam plan na swoje nowe miejsce w sieci, na myśl o którym nie przestaje się cieszyć (tylko potrzeba zrobienia tego w perfekcyjnej odsłowni trochę odsuwa realizację). Ale się doczekam - i ja i wszyscy inni, zwłaszcza ci, którzy utknęli tu ze mną po swoim ślubie ;)
Coś w temacie ślubów i wesel? O mnie, nie o innych: Wreszcie, odkładając na bok wszystko inne, dolecieliśmy do Meksyku. I to było idealne podsumowanie roku (do podejrzenia na instagramie).
Blogowo? Trochę (trochę bardzo) mi przykro, że nie udało się zrealizować mojego pomysłu na Niepoprawny Wieczór Panieński (i skończyłam z poczuciem, że branża ślubna jest zainteresowana, a Panny Młode chcą wszystkiego za darmo). Cóż, mówi się trudno i... pakuje energię w inne projekty :)
A poza tym - 2017 był fajny. Udało się zrobić wiele rzeczy, które odkładam od baaardzo dawna. A chyba nic nie cieszy bardziej niż załatwianie niedokończonych spraw czy realizacja postanowień sprzed lat. No, to teraz niech 2018 będzie jeszcze lepszy :D

Najpiękniejsze polskie śluby cz. 9

$
0
0
Zastanawialiście się kiedyś co tak właściwie najbardziej lubicie w ślubach? Oczywiście poza wszechobecną miłością, radością i pozytywna energią. Bo ja, poza ludźmi, lubię różnorodność. Potrafię dostrzec piękno w niezwykłym miejscu/zdjęciu/dekoracji/sukni/czymkolwiek, które widzę po raz setny, ale to piękno, które z czasem zaczyna nudzić. A ja nudzę się wyjątkowo szybko...
I mam nadzieję, że w związku z tym coraz częściej będę natrafiała w sieci na śluby odstające od reguły. Takie, że jeśli po naszemu, to na całego (jak przy numerach 40-41).

Jak przystało na końcówkę starego i początek nowego roku wpis zawiera kilka zdjęć z kolekcji sukien ślubnych. W tym moje ulubione zdjęcie Anny Kary (ten tramwaj, to słonce, to połączenie ślubu z wakacjami) i przecudowna sesje Ochockiej. A do tego...  teledysk z jednego z najpiękniejszych ślubów 2017 (numer 10, oczywiście), czadową kurtkę (11 - a mówiłam, że nie tylko malowanie, ale też naszywki będą modne - nadróbmy to w 2018 ;)), cudowne zdjęcie stołu (12 - chyba tylko ja tak potrafię się stołem, deską z przystawkami i winietkami zachwycić), i hit - koń jedzący bukiet (43). 

1. Marta i Maciek
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Miejsce: Osada Młyńska
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


2. Paula i Miłosz
Zdjęcia: Roksana robi zdjęcia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


3. Zuza i Olek
Zdjęcia: Ania Margoszczyn Fotograf
Miejsce: Bukowiec, Karkonosze
Suknia: Karolina Twardowska Atelier
Wianek i bukiet: In Bloom Pracownia Florystyczna
Makijaż: Ola Oblicka Wizaż
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik

 
4. Magda i Kamil
Zdjęcia: WhiteSmoke Studio
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik

 
5. Magda i Maciek
Film: Zatrzymaj Czas
Miejsce: Osada Młyńska


6. ANNA KARA
Kolekcja 2018
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


7. Justyna i Tomek
Zdjęcia: Agata Grządzielska . fotografia ślubna
Miejsce: Zagroda Ojrzanów, Ślub w jurcie
Suknia: EVA MINGE
Dekoracje: Babie Lato - dekoracja przyjęć
Papeteria: Love Prints
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


8. Dorota i Sergiu
Zdjęcia: LMFOTO.PL
Suknia: Pronovias
Animacje piaskiem/solą/światłem: Salt animation- Magdalena Bąk
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


9. Magda i Paweł
Zdjęcia: Cześć Czołem Pracownia Twórcza
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


10. Dagmara i Paweł
Film: SuperWeddings
Miejsce: CEGLARNiA


11.  Nawojka i Łukasz
Zdjęcia: FlatRock Studio | Kamil Łuszczyk
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


12. Ola i Filip, sesja Toskania
Zdjęcia: Thing called love
Miejsce: Winnica Chronów
Kwiaty i dekoracje: Akuratnie Kwiaty
Drewniane dekoracje: Ślub w dechę
Papeterie: Papierove
Suknia: Patricia Szlazko Designer Suknie Ślubne, Strefa Panny Młodej
Biżuteria: Arpelc
Pudełeczko na pierścionek: Secret Keeper Box
Buty: Showroom Ksis, Badgley Mischka
Szelki: Baboshka
Fryzura Panny Młodej: Shunihime - fryzury i upięcia

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


13. Boso 
 Kolekcja 2018
Zdjęcia: Sebastians Weddings

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkami: 1, 2.


14. Magda i Michał 
Zdjęcia: Into the Wed
Miejsce: Polna Zdrój
Suknia: Viola.Piekut
Dekoracje: Zielone na Białym, Jelenia Góra
 

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


15. Eliza i Mathias
Zdjęcia: Justyna Sin - Fotografia ślubna, portretowa
Miejsce: Pokrzywnik 11

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


16. :)
Zdjęcia: Elena Matiash Photography
Sesja stworzona dla Mad for Mag
Kwiaty, dekoracje: Muscari
Suknia: Julia Gastoł Suknie Ślubne i Wieczorowe
Cudna papeteria: White Letters
Dodatki ślubne: NOVIA BLANCA
Makeup i włosy: Joanna Sirak hair&makeup
Pudełeczko: Secret Keeper Box
Miejsce: Hotel Pałac Alexandrinum
Sztućce: Złote sztućce do wypożyczenia

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik. 


17. Candice i Mateusz
Zdjęcia: LMFOTO.PL
Miejsce: Villa Julianna

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


18. Marta i Grzegorz 
Zdjęcia: B&W Photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


19.Sylwia Kopczynska
Kolekcja 2018
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik

20. Dagmara i Mateusz
Zdjęcia: Ania Margoszczyn Fotograf
Miejsce: Polna Zdrój
Suknia: ANNA KARA
Zaproszenia: Decoris Wedding Collection
Bukiet: Kwiaciarnia Anna Mieloch
Tort: Torty z Mojesza
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


21. Weronika i Sylwester
Zdjęcia: Motkowicz Photography
Bukiet: Miód Malina - florystyka i dekoracje
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


22. Paulina i Dawid
Zdjęcia: Łukasz Popielarz Fotografia
Miejsce: Elgafossen, Norwegia
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


23. Aga i Dawid
Zdjęcia: FlatRock Studio | Kamil Łuszczyk
Miejsce: VILLA OMNIA
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


24. Agata i Grzesiek
Zdjęcia: UNFRAME Fotografia
Miejsce: Złoty Jar
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


25. Magda i Khalid
Zdjęcia: Ewelina Zięba Photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


26. Agnieszka i Nathan
Zdjęcia: Malachite Meadow - fotografia ślubna - www.ma-me.pl
Miejsce: Zamek Korzkiew
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


27. Magda i Dawid
Zdjęcia: White Fox Photo
Miejsce: Taaka Ryba
Kwiaty i dekoracje: Natura Art
Sukienka: Ida Sjostedt
Buty: Steve Madden
Papeteria: Cuda na papierze
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


28. Ola i Łukasz
Zdjęcia: Into the Wed
Miejsca: Willa Tadeusz
Suknia: RARA AVIS
Garnitur: Adam Feliks Próchnik
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


29. Ania i Balazs
Zdjęcia: rituals fotografia
Miejsce: Ostuni, Włochy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


30. Rafaela i Krzysztof
Zdjęcia: Pietraszkiewicz - love photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


31. Natalia i Paweł
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Sala: Gorzelnia 505
Plener: Pałac Baborówko
Tort: Dziewczyny i Słodycze
Kwiaty: Pracownia Zieleni
Makijaż: Pracownia Wizażu Aleksandra Aszyk
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


32. Ania i Karol
Zdjęcia: Ewelina Zięba Photography
Kwiaty: nakokarde.pl
Papeteria: White Letters
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


33. Marta i Grześ
Zdjęcia: Aga Bondyra Fotografia
Miejsce: Novel House
Kwiaty: polne kwiaty
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


34. Claudia i Przemek
Zdjęcia: Studio Słoń
Lokacja: Rezydencja Miętowe Wzgórza - Mansion House
Papeteria: Kartalia Zaproszenia
Akcesoria: Cudne wianki
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


35. Justyna i Krzysiek
Zdjęcia: Malachite Meadow - fotografia ślubna - www.ma-me.pl
Miejsce: Jezioro Como, Varenna, włochy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


36. Iga i Filip
Zdjęcia: rituals fotografia
Miejsce: Toskania, Włochy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


37. Ochocka Atelier
Kolekcja 2018
Zdjęcia: Bajkowe Śluby
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkami: 1, 2.


38. Ania i Karol
Zdjęcia: Ewelina Zięba Photography
Miejsce: Tatry, Polska
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


39. Agnieszka i Michał
Zdjęcia: Michał Ramus Weddings
Koordynacja: bemywife
Miejsce: Dolina Cedronu
Kwiaty i dekoracje: Panna Młoda – Babie Lato - dekoracja przyjęć
Papeteria: SheMakes - zaproszenia ślubne
Słodki stół: bemycake - słodkie stoły
Tort: Tartelette
Catering: Etnika
Barmani: LOFT Bar
Makijaż: Maria Florczyk - wizaż i stylizacja
Fryzura: Fryzjer Ślubny

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


40. Alicja i Marcin
Zdjęcia: Tworek Fotograficy
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


41. Marti i Michał
Zdjęcia: AJEM stories : fine-art weddings
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


42. G i T 
Zdjęcia: rituals fotografia
Miejsce: Ostoja Chobienice

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


43. Julka i Kuba
Zdjęcia: Pietraszkiewicz - love photography
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


44. Natalia i Tomasz
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Miejsce: Puszcza Piska

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


45. Kasia i Mateusz
Zdjęcia: Światłołap Grzegorz Kowalewski
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


46. Elena i Piotr
Zdjęcia: Michał Ramus Weddings
Miejsce: Dolina Cedronu
Florystyka: Bukietlove

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik


47. Ewa i Marcin
Zdjęcia: Slubnestudio.net
Miejsce: Dwór Złotopolska Dolina - Mansion House

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.


48. Klaudia i Łukasz
Zdjęcia: Diana Błażków
Organizacja, dekoracje, dodatki: bemywife
Kościół: św. Barbary w Mikuszowicach Krakowskich – Bielsko-Biała
Miejsce: Kogut i Kurka– Goczałkowice Zdrój, Agroturystyka Bystra
Suknia: Sabe Suknie Ślubne
Tort: Cremino Bakery
Słodki stół: bemycake - słodkie stoły
Bukiet, butonierka: Pracowniaroslinna.pl
Papeteria: Bielinek
Makijaż: Panna Młoda – Cukier Puder - Klaudia Kopacz

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik.

  
49. Kasia i Janek
Zdjęcia: rituals fotografia
Kościół: Dominikanie Służew
Sala: Villa Julianna

Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik

  
50. Ida i Artur 
Zdjęcia: TwojMoment.com
Więcej zdjęć znajdziecie pod linkiem: klik

Zastrzyk energii, burza mózgów i bomba kolorów, czyli witamy w świecie, którym rządzi tęcza!

$
0
0
Gdzie szukacie inspiracji? Ja wszędzie i być może dlatego zawsze zaskakuje mnie fakt, że mnóstwo inspiracji i pomysłów można czasem znaleźć w jednym miejscu, w jednej sesji zdjęciowej.
Dzisiejszy wpis będzie właśnie o tym - o kilku pomysłach na ślub i wesel. Najfajniejszych, bo w dużej mierze najprostszych. Jakich?

Kolor. Intensywny, bijący po oczach, nie pozwalający o sobie zapomnieć i przestać się uśmiechać. Każdy. Żółty. Uwielbiam kolory, ale gdybym miała wybrać jeden, bez którego nie wyobrażam sobie tęczy, to byłby to tylko on – żółty.
Chyba nigdy nie wyobrażałam sobie, że ślub i wesele, a potem mój dom, nie będą kolorowe. Dla mnie doskonalszy pomysł na wszystko nie istnieje!

Słowo. Będę się nieustannie powtarzać, ale uwielbiam słowa. Te, które wywołują emocje, te które przywołują wspomnienia, te które towarzyszą nam na co dzień i sprawiają, że dzień jest piękniejszy.
To... jakie słowa powinny Wam towarzyszyć w dniu ślubu? No wiecie, zamiast oklepanego "just married", X i Y itych jeszcze gorszych? Na zaproszeniach, na szybie samochodu, ścianie za Wami, hm? Ja od czasu zobaczenia tej sesji jestem zakochana w "You & Me... Energy" i totalnie kupiona przez "To się dzieje", które zostało moim ulubionym ślubnym tekstem :D

Uśmiech. Co tu dużo kryć, bez uśmiechu się nie da :)

Serce z pomponów. Moja miłość, moje marzenie – i jako dekoracja miejsca wesela i jako cudowny gadżet do domu.Rozczulające, prawda? :D :D :D

Balony. Z czym kojarzy się Wam dzieciństwo, beztroska i taka czysta frajda? Mnie z balonami!

Konfetti. Serduszka. W kolorach tęczy, bo jakby inaczej. Wplątujące się we włosy, wpadające za dekolt, łaskoczące policzki.

Słodycze. Cake popsy. Donaty. Torty. Bez słodyczy dla mnie wesela nie istnieją.

Herbata. O kilkunastu smakach, w kilku kolorowych kubkach. Jak upominek dla gości i jako wyjątkowa atrakcja na wesele (jak dla mnie stworzona, bo ja na weselach pijam dwa rodzaje napojów – do północy coca colę, po północy herbatę).

Żółty fotel. Chyba czuję się jak w domu :))) I o to chyba chodzi.









 



 










































Zdjęcia:Bajkowe Śluby
Organizacja sesji: Wedding Planner & Event Designer
Dekoracja, florystyka, serce, ścianka na donaty: MA FLEUR 

Literki, kaligrafia, papeteria: HELLO calligraphy
Topper, serduszka drewniane: Wedding design by Ilustratyw.pl
Pudełeczka na obrączki: Secret Keeper Box
Stolik sześcian: tavv
Bufet herbaciany: Stacja - Herbata- Tea Station

Tort, słodki bufet: Tartelette 
Suknia: Sylwia Kopczynska
Buty: Showroom KsisMake-up: Angelika Olsza Make-up Artist
Fryzura: RUP Coiffeur
Muszka: Monsieur Madame

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Marta

$
0
0
Historia Marty:

Poznaliśmy się w 2009 roku i niemalże mam pewność, że wtedy żadne z nas nie sądziło, że to się TAK skończy. Ja, ledwo co skończone 18 lat, On, student pierwszego roku i to wszystko w małym, podwarszawskim pubie. Kojarzyliśmy się z gimnazjum, a kolejnym elementem, który nas łączył, było to, że Jego tata był w tamtym momencie moim nauczycielem języka angielskiego. Trzy spotkania później zostaliśmy parą, 7 lat później zaręczyliśmy się, minęło 8 lat i jesteśmy małżeństwem.
Teraz, z perspektywy czasu wiem, że tylko z Nim, 18 sierpnia, mogłam stanąć na tej scenie. Ale najpierw trzeba było to wszystko zorganizować... :)


Zaręczyny
Tydzień po ślubie najlepszego przyjaciela, Paweł zabrał mnie do naszego ulubionego hotelu pod Warszawą i nie zdradzając wcześniej ABSOLUTNIE żadnego stresu, zaskakując mnie całkowicie, oświadczył się. Idealny pierścionek, idealne miejsce i okoliczności (oj były to nietypowe zaręczyny, ale tę historię pozostawiamy dla siebie.. ;) ) – szczęśliwi to za mało aby określić stan, w jakim wtedy byliśmy. Następnego dnia pojechaliśmy do naszego ukochanego Torunia, aby tam wzorowo celebrować ten moment :)
 
Planowanie ślubu
Wakacje roku 2016 były dla nas intensywnym czasem, dlatego planowanie wszystkiego odłożyliśmy do września. Od samego początku ślub i wesele chcieliśmy zorganizować w piątek, dlatego wybraliśmy trzy daty: lipcową, sierpniową i wrześniową. Wśród tysiąca spraw do załatwienia i kolejnego tysiąca wizji i pomysłów, od momentu zaręczyn wiedzieliśmy dwie rzeczy – gdzie odbędzie się nasze wesele (a w początkowej wizji również ślub) oraz kto będzie robił zdjęcia i nagrywał film. Wiedzieliśmy, że to z Nimi musimy ustalić termin, bo dzięki Nim ten dzień będzie NAJLEPSZY :)
Mając potwierdzenie ze strony sali, fotografa i DJ, datę Naszego ślubu wyznaczyliśmy na 18 sierpnia 2017 roku.

Pomysł na "to wszystko"
Co do jednego, od samego początku, mieliśmy pewność – nie chcemy typowego, jak na ten moment ocenialiśmy to co widzieliśmy, ślubu i wesela. Nie dla nas style boho, rustykalne czy glamour. Nie dla nas zaproszenia z motywem kwiatowym, a pod niego dobieranie dekoracji na sali. Nie dla mnie koronkowa sukienka, nie dla Pawła czarny garnitur. No i nie dla nas "zwykły"ślub. To wiedzieliśmy od początku, ale spotkanie się ze ślubnym rynkiem pokazało, że jeżeli nie chcemy typowych motywów, musimy zrobić wszystko sami. Dla dwójki perfekcjonistów to z jednej strony przyjemność, z drugiej – spore wyzwanie ;)
Dziś jesteśmy bardzo zadowoleni, że zrobiliśmy wszystko sami, po swojemu. Wykonaliśmy dużą pracę, aby każdy element był taki, jaki chcieliśmy. I do tego zachęcam wszystkie Pary Młode – da to Wam niesamowitą satysfakcję!
Co, między innymi, zrobiliśmy sami?
Zaproszenia – wykorzystaliśmy nasze zdjęcie z sesji walentynkowej,  w środku zamiast wielkich słów, cytat z piosenki Kultu, własny tekst zaproszenia, a całość samodzielnie wyzłocona - tak, dla takiego efektu warto było wziąć urlop i spędzić półtora dnia nad laminatorem :)
Pozostała papeteria – zrobiliśmy tak, jak chcieliśmy. Ja uwielbiam projektować takie rzeczy, Paweł drukował, wycinał – układ idealny.
Prezent dla gości – domowa nalewka świadka Pana Młodego, własnoręcznie zaprojektowana etykieta, samodzielne rozlewanie 3 dni przed ślubem i nieplanowane dekorowanie, bo Mama Panny Młodej oceniła efekt na "za ciemne"– kiedy za dwa dni masz swój ślub i zrobione piękne paznokcie, wiązanie 140 kokardek potraktuj jako sposób na relaks ;)

Ślub w kinie
Wspominałam wcześniej, że od początku chcieliśmy konkretną salę. Wybór nasz był związany z tym, że właścicielem restauracji jest przyjaciel rodziny, fantastyczny człowiek, który stworzył piękne miejsce. Wiedzieliśmy, że jego wsparcie i doświadczenie będzie dla nas bezcenną pomocą. To również Krzysztof jako pierwszy zaświecił w naszych głowach pomysł ślubu w kinie. Na pierwszym wspólnym spotkaniu, siedząc i rozmawiając o naszych planach na Ten dzień, zapytał nas jak widzimy całą uroczystość, a następnie zaskoczył nas pytaniem "A może zrobilibyście ten ślub w kinie"? Skąd pomysł Krzysztofa? Małe, klasyczne kino znajduje się naprzeciwko sali weselnej. Wyszliśmy ze spotkania mocno podekscytowani i chętni do podjęcia takiego tematu. Z nieznanych nam powodów, pomysł w pewnym momencie umarł, nikt z nas nie podjął próby organizacji, nawet o tym nie rozmawialiśmy. Jednak w maju, kiedy okazało się, że ilość zaproszonych gości przekracza możliwości zmieszczenia się nas wszystkich w sali wyznaczonej na uroczystość – temat ślubu w kinie wrócił ze wzmożoną siłą.
W ciągu kilku dni zorganizowaliśmy wszystko. Dużym wsparciem byli dla nas właściciele kina – zgodzili się na wszystko (na co jeszcze – o tym później :)). Mieliśmy salę kinową, mieliśmy scenę, na której 18 sierpnia mieliśmy wziąć ślub. Myślę, że nasza ekscytacja była kilkukrotnie wyższa niż przy pierwszym podejściu do tego tematu. Dlaczego? Rozdaliśmy już wszystkie zaproszenia, nasi Goście byli zaproszeni na ślub, który miał odbyć się w sali weselnej. Postanowiliśmy to wykorzystać – o tym, że ślub będzie w kinie, nie wiedział nikt oprócz Rodziców i Świadków :) To był właśnie dla nas motor napędowy, to sprawiało, że nie mogliśmy doczekać się tego dnia, wiedzieliśmy, że robimy coś wyjątkowego, niesamowitego!
Myślę, że to jest idealny moment na pierwsze wspomnienie o KP Multimedia, o Kasi i Piotrze, małżeństwie, które na początku było dla nas tylko parą od zdjęć i filmu ślubnego, a w trakcie roku planowania, nasze losy splotły się tak, że dziś jesteśmy przyjaciółmi. Ich energia, pomysły i umiejętność organizacji TAKIEGO wydarzenia sprawiły, że był to zdecydowanie NAJLEPSZY pomysł i NAJLEPSZY dzień. Bez nich nie udałoby nam się wykorzystać całego potencjału miejsca i koncepcji.
Był to zdecydowanie NASZ projekt życia, którym cudownie się bawiliśmy i cieszyliśmy, a przy okazji poznaliśmy wiele wartościowych i wyjątkowych osób.

Ceremonia
Zadbaliśmy o szczegóły, które wiążą się z kinem. Do sali kinowej prowadził czerwony dywan, otoczony typowo filmowymi słupkami. Przed wejściem stanął banner z plakatem filmowym, zapraszający na film "Cztery pory miłości". Dużą rolę na scenie oraz sali odegrało oświetlenie, również typowe dla wielkich gal filmowych.
Goście, którzy przybywali na miejsce uroczystości (którym dla nich nadal była sala weselna), dostawali na miejscu przygotowany przez nas bilet i byli zapraszani do znajdującego się naprzeciwko kina. Tak, z relacji gości wiemy, że było to duże zaskoczenie :)
Nasze pierwsze spotkanie nastąpiło na scenie. Paweł czekał na mnie, w towarzystwie udzielającego nam ślubu urzędnika oraz Świadków. Kiedy usłyszałam "All you need is love" Beatlesów, weszłam na scenę, zza kulis, pod rękę z Tatą, odprowadzana przez nakierowane na nas światło. Nasze spotkanie sprawiło, że od tego momentu byliśmy tylko my, poza Pawłem nie widziałam nikogo. Piękna, wzruszająca ceremonia, zakończona brawami z widowni. Wykonaliśmy również selfie naszego życia, a kiedy wszyscy myśleli, że to już koniec, mieliśmy dla wszystkich, a przede wszystkim dla Rodziców, niespodziankę.

Podziękowania dla Rodziców
Kolejne wydarzanie, które miało miejsce dzięki Kasi i Piotrowi, KP Multimedia. Biorąc ślub w kinie, dlaczego nie wykorzystać wielkiego ekranu do prezentacji czegoś, co tworzyliśmy cały rok? :)
Dlatego zaraz po ceremonii, po podziękowaniu Gościom, a przede wszystkim Rodzicom, zaprosiliśmy wszystkich do obejrzenia na srebrnym ekranie naszego filmu "Cztery pory miłości".
Mamy wspaniałych Rodziców i dzięki pomysłowi i zaangażowaniu Kasi i Piotra, stworzyliśmy wspólnie film, poprzez który mogliśmy wyrazić naszą wdzięczność za wszystko, co dla nas zrobili. Tytuł jest nieprzypadkowy – nasze podziękowania kręciliśmy przez cztery pory roku, każda z nich symbolizowała inny etap naszego życia. Wiosna to lata dziecięce, nagrywane na polanie. Lato i okres dojrzewania to sceny nad polskim morzem. Nasza młoda dorosłość pokazana została w jesiennym parku, a zima, nakręcona na środku zamarzniętego Morskiego Oka, to podziękowanie za to jakimi ludźmi się staliśmy.
Wzruszenie Rodziców i pozostałych Gości było dla nas największym prezentem – jesteśmy z siebie dumni, że wspólnie udało nam się stworzyć tak niesamowity projekt :)

Wesele
Idealne. Nasze. Wszystko wyszło tak, jak chcieliśmy. Od wejścia do "Thundestruck" AC/DC, przez pierwszy taniec do "Kołysanki dla Nieznajomej" Perfectu aż po ostatni taniec do "My way" Franka Sinatry.
Głównym elementem tanecznej części sali weselnej była mata gwiezdna, która stworzyła niepowtarzalny, elektryzujący klimat. Sufit ozdobiony był światłem tworzącym efekt rozgwieżdżonego, pływającego nieba.
Sala jadalna oraz okna oświetlone były w kolorze niebieskim, który wydobył i podkreślił elegancję i styl całego wnętrza. Stoły zostały oświetlone przez pin-spoty, które skierowane zostały na kompozycje kwiatowe, umieszczone w centralnej części okrągłych stołów.

Drink bar był najlepszym wyborem, genialnie wpasował się w ten wyjątkowo gorący wieczór.
Od początku planowania wesela wiedzieliśmy, że chcemy mieć u siebie DJ i wodzireja. Dzięki pomocy i poleceniu ze strony KP Multimedia, wybraliśmy najlepszy duet, który doskonale poprowadził całą imprezę, bardziej niż do samego rana, ponieważ zabawę z Gośćmi skończył o godzinie 8 rano. Fajny DJ, Adam, główny prowadzący, to nie tylko człowiek, który puszcza muzykę idealnie dopasowaną do każdej grupy wiekowej, ale również wspaniały wodzirej, który w każdej sytuacji potrafi rozkręcić zabawę weselną. Przeprowadzane przez Adama wspólne, grupowe tańce angażowały wszystkich gości. Zabawy również były dobierane do naszych gości i przeprowadzane w trakcie całego wesela, a nie tylko w czasie oczepin. A jeżeli chodzi o oczepiny – nie chcieliśmy typowego tańca nowej Pary Młodej. Fajny DJ doskonale poradził sobie z tematem, a zaproponowana alternatywa w postaci śpiewu z wykorzystaniem zmieniacza głosu Nowej Panny Młodej i Nowego Pana Młodego, wszystkich gości doprowadziła do łez :)

Nasze wesele było tak bardzo nasze, że zakończyliśmy je o godzinie 10 – dzięki czemu mamy jedno z lepszych zdjęć, Śpiącej Królewny w osobie Panny Młodej :)

Nasz ślub był inny. Nasz ślub był Nasz. Nasz ślub będziemy wspominać do końca życia. Zrobiliśmy wszystko aby ten dzień był wyjątkowy, wymarzony, jedyny w swoim rodzaju.
Przyszła Panno Młoda, jeżeli o czymś marzysz, nie bój się realizacji swoich pomysłów – jeżeli masz obok Tego Jedynego, możesz wszystko! Pamiętaj, że oprócz obrączek i zdjęć, pozostaną Wam tylko wspomnienia, warto sprawić aby były niezapomniane :)
My mieliśmy siebie, największą możliwą siłę. Ale również Rodziców i grupę najlepszych osób, która zrobiła wszystko, aby to się udało. Dziękujemy im za wszystko, daliście z siebie 101%, lepszej ekipy mieć nie mogliśmy!
PS. Nasze marzenia spełniliśmy również po ślubie – zdjęcia w Italii oraz w towarzystwie alpak, jaramy się do tej pory ;) 

Zdjęcie, film ślubny, podziękowania dla Rodziców - KP Multimedia
Nasze podziękowanie dla Rodziców – Cztery Pory Miłości
Sala weselna - Falcon&Friends
Oświetlenie sali kinowej i Sali weselnej - Weselny Blask
Pomoc logistyczna - Tumiwieź
Dekoracje kwiatowe - La Rose
Drink Bar - LW Master Team
Sala weselna - Falcon&Friends








































































































Kilka słów od NPM:
Ślub w kinie. Dla mnie to pomysł zasługujący na wyjątkowe ochy, achy i inne zachwyty, bo wyjątkowy, wyróżniający się w gąszczu zielonych plenerów pod gołym niebem. Jeśli ślub ma być jednym z dni, w których się błyszczy, w których stoi się na piedestale, jeśli nie ma się w duszy nieśmiałego uciekiniera, to warto zrobić to tak. Na scenie, w blasku fleszy, z najlepszą z możliwych widowni w postaci najbliższych ludzi. Gdy tak prywatnie i po cichu (choć na blogi i do Was) myślę sobie o tym, jakie miejsce na ślub jest idealne – to właśnie takie.
Druga w kolejności rzecz do zachwytów? Sesje! We Włoszech, w Weronie (da się romantyczniej?) w Wenecji (da się piękniej?), w... małym maratonie, który jest jednocześnie jedną z podroży poślubnych. Z bieganiem w okularach przeciwsłonecznych (to chwilowo mój ideał panny młodej!), jedzeniem pizzy w sukni ślubnej i przytulaniem się pod rozgrzanymi murami. No... bajka.
A w gratisie – alpaki. Alpaki, obok których można stać i liczyć na ich urok osobisty, albo alpaki, z którymi można szaleć i zachwycić zdjęciami. Chyba żadne inne zdjęcia na tym blogu nie są tak pocieszno-rozczulajace :)

Jak zbudować małżeństwo, które cię rozczaruje?

$
0
0
Za oczywistość uznaję fakt, że to my – ja i on, ty i on/ona jesteśmy odpowiedzialni za swoje osobiste i wspólne szczęście, a co za tym idzie za jakość małżeństwa. To my obserwujemy relacje, to my widzimy zmiany, to my możemy na nie reagować.
Jak więc zbudować małżeństwo, które Cię rozczaruje? Albo może inaczej: czego unikać, aby takiego małżeństwa nie stworzyć? Z okazji walentynek mam dla was ograniczający się do pięciu punktów antyprzepis na prawdopodobnie każdy związek :)

Nie akceptuj zmian, bo...
Zmiany są jedną z najpewniejszych rzeczy na świecie i dotyczą każdego aspektu życia. Otaczająca rzeczywistość oddziałuje na człowieka nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, zmieniając nie tylko jego wygląd zewnętrzny, ale i charakter. Nigdy człowiek, który stoi teraz przed wami, nie będzie tym samym człowiekiem, którego poznałyście. Akceptujecie to?
Każdy związek w swojej początkowej fazie będzie różnił się od tego dojrzałego, od którego nie da się uciec (chyba że dosłownie uciekając). Z etapu pokrewnych dusz i namiętnych kochanków przechodzi się w fazę związku przyjacielskiego, opartego na współpracy. Nadal ta intymność istnieje, ale już nie dominuje nad tym, co praktyczne: funkcjami społecznymi i ekonomicznymi związku, zapewnieniem bezpieczeństwa, stabilności, określonego statusu ekonomicznego.
Idąc dalej zauważycie, że zmienia się nie tylko ten człowiek i wy. Zmienia się Wasze otoczenie: ludzie dookoła, sytuacja finansowa, stan zdrowia itp. Jeśli wszystko się zmienia, to człowiek nie może stać w miejscu. Zmienia się razem z otaczającym światem. I to zmiany, które albo akceptujecie, albo negocjujecie z nimi (o ile się da), albo rezygnujecie z dalszego budowania związku.

Toleruj rutynę, bo...
To rutyna jest zła? Rutyna jest cudowna, ale tylko w dawce, której oczekują obie strony. Jeśli ją przekracza, to zaczyna uwierać.
Rutyna jest jedną z konsekwencji zmian. Był czas, który spędzało się tylko we dwoje. Przyjdzie taki, który będzie wymagał realizacji wielu zadań i spełniania obowiązków: śniadań, zaprowadzania dzieci do szkoły, pracy, obiadów, sprzątania, zabaw, kolacji. Kolejne dni, choćby dlatego, że praca na etat czy pojawiające się na świecie dziecko takiej rutyny będą wymagać, będą do siebie podobne. Zabraknie czasu tylko dla siebie, niektóre dni będą męczące fizycznie i psychicznie i kompletnie nieekscytujące.
Brzmi jak koszmar? Jeśli tak, to... działaj, gdy tylko masz okazję :)

Nie miej czasu dla siebie, bo...
W podwójnym znaczeniu słowa „siebie” – dla samej siebie i dla was razem jako pary. Czasu bez dzieci, bez rodziny, bez pracy, bez obowiązków. Tylko dla siebie i tylko dla was.
Dobry związek nie jest poświęceniem siebie dla nas razem ani siebie razem dla dzieci, rodziców, czegokolwiek innego. W dobrym związku znajdziecie miejsce na dbanie o potrzeby obu osób, na swoje prywatne dziedziny, w których chcecie się realizować (lub... swój prywatny czas na nudę) i czas na wspólne działania, które nie są obowiązkiem, a formą relaksu i zabawy.
Po co to wszystko? Aby kiedyś nie usłyszeć „nie umiem się już tobą zachwycić, nudzisz mnie”. Dbajmy o tę iskrę, która czyni nas kimś interesującym.

Kochaj wyobrażenia, bo...
Kto z was nie idealizował swojego partnera, kto dopiero z czasem zaczął dostrzegać jego wady? No pewnie, że wszyscy. Stan zakochania temu sprzyja – wyolbrzymiamy zalety, przymykamy oko na wady, widzimy go jako kogoś lepszego niż jest. A z drugiej strony – sami chcemy wypaść jak najlepiej, czasem zakładając na długi czas maski.
Partner się zmienia. Parter się odkrywa. Partner jest bardziej sobą lub trochę innym sobą. Poznaj go i nie przestawaj poznawać.

Nie rozmawiaj, bo...
Na koniec zostawiam oczywistość, którą wszyscy słyszą i wszyscy powtarzają, bo warto powtarzać. Jeśli chcesz poprawić, naprawić, zmodyfikować – mów o tym. Rozmawiaj, słuchaj, bądź uważna, bądź empatyczna. Nikt nie myśli tak jak ty i nie czyta ci w myślach.

A Wy jak myślicie: jak zbudować małżeństwo, które Was rozczaruje? ;)

Wpis powstał w ramach Międzynarodowego Tygodnia Małżeństwa 7 - 14 lutego. Więcej tekstów twórców internetowych znajdziecie na stronie wydarzenia - Tydzień Małżeństwa w internecie.
Viewing all 396 articles
Browse latest View live