Niektórzy twierdzą, że najlepiej oceniać to jak ktoś kończy, a nie jak zaczyna. Prawdopodobnie podobne podejście sprawdziłoby się również przy recenzji programów telewizyjnych. Niestety, świat jest tak skonstruowany, że pierwsze wrażenie odgrywa znaczącą rolę w ocenie wszystkiego co nas otacza. I w związku z tym dziś na blogu ląduje wpis o pierwszym wrażeniu po obejrzeniu "Salonu Sukien Ślubnych: Polska". Na koleje i być może kiedyś na podsumowujące będziecie musieli poczekać ;)
Należę do grupy sceptyków, tych co powiedzą "Jeju, jak można oglądać programy o wybieraniu kiecek ślubnych?". Jedynym programem do tej pory, który mogłam oglądać nie tylko w ramach testu, ale do śniadania, kolacji czy sprzątania był amerykański "Say yes to the dress". Czasem sprawdzała się w tej roli kanadyjska wersja, wiec tym bardziej od kilku tygodni niecierpliwie czekałam na polski odpowiednik.
Program, mimo wszystko, trzyma niezły poziom. Lista rzeczy, które wg mnie wymagają poprawy jest długa, ale nadal na skali dobry-zły jest mu bliżej do dobrego. Tym co mnie osobiście ujęło jest fakt, że Stefano, nawet w porównaniu do Randy'ego, wypada dużo lepiej jako sojusznik Panien Młodych (sceptycznym rodzinom rzucał idealne: "Ale zobaczcie jaka ona jest szczęśliwa."). Opowiadanie się po właściwej stronie i umiejętność oddzielenia swojego gustu od gustu narzeczonej jest dla mnie ogromną jego zaletą :)
Aaaa... i bardzo podoba mi się sukienka z którą wylądowała tancerka Joanna :D
Minusy?
Gwiazdy, gwiazdy... Polskiej edycji zarzuca się zapraszanie znanych osób. W dwóch pierwszych odcinkach miałyśmy Dodę w roli Panny Młodej, Barbarę Kurdej-Szatan w roli przyjaciółki Panny Młodej. Czekają nas kolejne... Fakt, to już za dużo, ale... to nie polski kaprys, amerykańska wersja także ma w swojej historii znanych gości. U Kleinfelda gościł m.in. Johnny Weir - łyżwiarz figurowy, gej i mocno barwna osoba (w programie wystąpił w sukni ślubnej). I wiecie co? Wszystkie polskie gwiazdy zamieniłabym na jednego Johnny'ego w sukni, bo dla mnie to zupełnie inny poziom bycia gwiazdą (taki, który ja cenię) :)
Osoba prowadzącego. Czy Stefano Terrazzino jest dobrym wyborem? Napisze przewrotnie: z pewnością brakuje mu doświadczenia w branży ślubnej (od tego ma konsultantki, niech się uczy), ale... znalezienie kogokolwiek kto mógłby osobowościowo równać się z Randy'm Fenoli graniczy z cudem, serio!
Z osobą Stefano i porównywaniem go do Randy'ego jest troszkę tak jak z porównywaniem oryginalnego utworu do coveru. Dla mnie, w 99%, cover nie ma szans. Każdy będzie gorszy od oryginału. Pozwólmy więc Stefano na bycie sobą, może się doszkoli, rozkręci, ośmieli i zacznie wolniej mówić ;)
Program sprawia wrażenie mocno wyreżyserowanego (na wzór amerykański i dla rozciągnięcia czasu, dla przykładu: Doda na starcie dokładnie podziałała czego szuka, a dostała to na samym końcu), a przez to mało naturalnego - będącego czymś bardziej naszym niż inspirowanym i będącego na wyciągniecie ręki przeciętnego człowieka. Nawet jeśli salon w którym jest on jest kręcony istnieje (Tylko Ona), to nikt nie będzie tam w stanie wejść z ulicy i zobaczyć dokładnie tych samych sukien (czy się mylę i suknie nie są donoszone z innych salonów?) i poradzić się tych samych konsultantek co w telewizji. Troszkę szkoda.
Już w drugim odcinku pojawiają się tzw. "trudne historie" wyciskające łzy i mam ogromna nadzieję, że czym prędzej znikną!
Podsumowując. Jest przeciętnie, zawsze mogło być gorzej, a ja ciągle (oby nie naiwnie) wierzę, że poziom ma szansę podskoczyć w górę. To dopiero początek, więc jeszcze wiele przed SSŚP: zapraszanie projektantów (na to czekam!), więcej sukni, lepsze i dłuższe historie Panien Młodych (bez przedstawiania każdego z rodziny po kolei!), w przyszłości może i ich śluby, ośmielone i bardziej wyraziste konsultantki :)
Należę do grupy sceptyków, tych co powiedzą "Jeju, jak można oglądać programy o wybieraniu kiecek ślubnych?". Jedynym programem do tej pory, który mogłam oglądać nie tylko w ramach testu, ale do śniadania, kolacji czy sprzątania był amerykański "Say yes to the dress". Czasem sprawdzała się w tej roli kanadyjska wersja, wiec tym bardziej od kilku tygodni niecierpliwie czekałam na polski odpowiednik.
Program, mimo wszystko, trzyma niezły poziom. Lista rzeczy, które wg mnie wymagają poprawy jest długa, ale nadal na skali dobry-zły jest mu bliżej do dobrego. Tym co mnie osobiście ujęło jest fakt, że Stefano, nawet w porównaniu do Randy'ego, wypada dużo lepiej jako sojusznik Panien Młodych (sceptycznym rodzinom rzucał idealne: "Ale zobaczcie jaka ona jest szczęśliwa."). Opowiadanie się po właściwej stronie i umiejętność oddzielenia swojego gustu od gustu narzeczonej jest dla mnie ogromną jego zaletą :)
Aaaa... i bardzo podoba mi się sukienka z którą wylądowała tancerka Joanna :D
Minusy?
Gwiazdy, gwiazdy... Polskiej edycji zarzuca się zapraszanie znanych osób. W dwóch pierwszych odcinkach miałyśmy Dodę w roli Panny Młodej, Barbarę Kurdej-Szatan w roli przyjaciółki Panny Młodej. Czekają nas kolejne... Fakt, to już za dużo, ale... to nie polski kaprys, amerykańska wersja także ma w swojej historii znanych gości. U Kleinfelda gościł m.in. Johnny Weir - łyżwiarz figurowy, gej i mocno barwna osoba (w programie wystąpił w sukni ślubnej). I wiecie co? Wszystkie polskie gwiazdy zamieniłabym na jednego Johnny'ego w sukni, bo dla mnie to zupełnie inny poziom bycia gwiazdą (taki, który ja cenię) :)
Osoba prowadzącego. Czy Stefano Terrazzino jest dobrym wyborem? Napisze przewrotnie: z pewnością brakuje mu doświadczenia w branży ślubnej (od tego ma konsultantki, niech się uczy), ale... znalezienie kogokolwiek kto mógłby osobowościowo równać się z Randy'm Fenoli graniczy z cudem, serio!
Z osobą Stefano i porównywaniem go do Randy'ego jest troszkę tak jak z porównywaniem oryginalnego utworu do coveru. Dla mnie, w 99%, cover nie ma szans. Każdy będzie gorszy od oryginału. Pozwólmy więc Stefano na bycie sobą, może się doszkoli, rozkręci, ośmieli i zacznie wolniej mówić ;)
Program sprawia wrażenie mocno wyreżyserowanego (na wzór amerykański i dla rozciągnięcia czasu, dla przykładu: Doda na starcie dokładnie podziałała czego szuka, a dostała to na samym końcu), a przez to mało naturalnego - będącego czymś bardziej naszym niż inspirowanym i będącego na wyciągniecie ręki przeciętnego człowieka. Nawet jeśli salon w którym jest on jest kręcony istnieje (Tylko Ona), to nikt nie będzie tam w stanie wejść z ulicy i zobaczyć dokładnie tych samych sukien (czy się mylę i suknie nie są donoszone z innych salonów?) i poradzić się tych samych konsultantek co w telewizji. Troszkę szkoda.
Już w drugim odcinku pojawiają się tzw. "trudne historie" wyciskające łzy i mam ogromna nadzieję, że czym prędzej znikną!
Podsumowując. Jest przeciętnie, zawsze mogło być gorzej, a ja ciągle (oby nie naiwnie) wierzę, że poziom ma szansę podskoczyć w górę. To dopiero początek, więc jeszcze wiele przed SSŚP: zapraszanie projektantów (na to czekam!), więcej sukni, lepsze i dłuższe historie Panien Młodych (bez przedstawiania każdego z rodziny po kolei!), w przyszłości może i ich śluby, ośmielone i bardziej wyraziste konsultantki :)