![]() |
danslesbasketsdelamariee |
Okres przygotowań do ślubu i wesela to intensywny czas. Bardzo często Pary Młode ze wszystkich sił starają się, aby ich wesele było wyjątkowe. Może nie idealne, może nie jak z bajki, ale takie, aby sprawiało im frajdę i aby mogli w finale powiedzieć "niczego nie żałujemy". To czas w którym ślubem żyje się niemal 24h na dobę (w pracy też, a gdy myśli się o nim cały dzień, to... ciężko o nim nie śnić), planuje kolejne atrakcje, negocjuje ze sceptyczne nastawioną rodziną, rozmyśla jak ten wyjątkowy dzień będzie wyglądał... A ten dzień mija błyskawicznie. Budzisz się drugiego dnia rano i już nic co do wczoraj było dla Ciebie codziennością nie jest aktualne i może nawet nie okazało się zadowalające.
Nie wszystko mogło pójść idealnie... Ta myśl jest największym utrapieniem perfekcjonistek. Miały jeden dzień w życiu i tylko jedną okazję do zrealizowania go zgodnie z marzeniami. Cóż, mogło nie wyjść. Ulubiona ciocia mogła pokłócić się z wujkiem, przyjaciółka nie dać rady dojechać, sukienka mogła rozedrzeć się jeszcze przed wyjściem do urzędu, goście niechętnie tańczyć na parkiecie, a tort okazać kompletną katastrofą. Mogło nawet wszystko się udać, ale... nie był to najpiękniejszy dzień w Twoim życiu. To rzeczy, których nigdy nie będzie można powtórzyć i... trochę tego żal.
Po kilkunastotysięcznym okresie intensywnej pracy możesz, po raz pierwszy, odczuć zmęczenie. Towarzyszy Ci huśtawka emocjonalna, opada adrenalina, podekscytowanie ustępuje miejsca... rzeczywistości i ogarnia Cię zmęczenie, fizyczne i psychiczne.
"Jak to teraz będzie?" to pytanie, które może przerazić. No bo... czasem nie było okazji do pomyślenia o tym, czasem miało się wrażenie, że to oczywiste, że jest się pewną i zna się odpowiedź na każde pytanie. I pomimo tego można poczuć się przerażoną, bo... teraz to już nie plan na przyszłość, a teraźniejszość.
Coś się zmienia, coś się kończy... Od zawsze przerażało mnie słowo koniec i w zakończeniach byłam beznadziejna. Starałam się nigdy nie widzieć końca i zawsze pamiętać jedynie o tym, że zaraz za nim jest nowy początek. Myślę, że wiele osób ma podobnie. A w dniu ślubu, nawet jeśli napisy "game over" uważasz za głupie, to musisz przyznać, że coś się kończy. Coś co nie jest drobnostką. Kończy się Twoje panieństwo. Nawet pomimo wspólnego mieszkania z narzeczonym i bycia razem 10 lat, choćbyś się zapierała nogami i rękami - to fakt, kończy się (choć nie każdego musi ten koniec mocno "ruszać"). Kończy się rola społeczna, którą przez kilkanaście miesięcy piastowałaś - rola Panny Młodej. Nie będziesz spędzała już dni na wyborze kwiatów do bukietu, degustacji tortów, rozmach z fotografem o zdjęciach czy z gośćmi, którzy ekscytowali się Twoim dniem. W jedną noc wszystko to czym zajmowałaś się, czym żyłaś, przez ostatnie miesiące znika.
O tym się rzadko mówi. To ten moment w którym kończy się filmowa bajka... To ten moment w którym dla rodziny kolejną atrakcja z Twojego życia będzie ciąża i urodzenie dziecka. I jego, nie Twoje, kolejne imprezy... To moment w którym mogą "puścić" emocje. Gdy po policzku popłyną łzy, gdy będziesz miała ochotę krzyczeć i uciec, gdy sama możesz mieć problem ze zrozumieniem tego co czujesz.
Jak sobie z tym poradzić?
Nie wszystko poszło idealnie? Ideały nie istnieją. Tak, zapewne już wiele osób Ci powtórzyło, że "to tylko ślub", że "nie było tak źle", że "nie warto rozpaczać nad czymś na co nie masz już wpływu", że "przecież wyszło to co miało wyjść, on został Twoim mężem". Wiem, że ciężko Ci w to teraz uwierzyć i postawić się w szeregu z wszystkimi przeciętnymi weselami, ale... kiedyś to straci na znaczeniu. Tylko sobie na to pozwól, zdystansuj się do tego dnia, oswój z nową rzeczywistością i czekaj na kolejne wyjątkowe wydarzenia :)
Ludzie nie lubią negatywnych emocji, uważają je za złe i niepotrzebne. Bzdura. Jeśli tylko tego potrzebujesz, to pozwól sobie na chwilę płaczu i momentu w którym będziesz mogła to wszystko, co tak błyskawicznie (bo w jedną noc) zniknęło, odżałować. Możesz być rozgniewana, smutna, rozczarowana, a nawet obojętna. Masz praw do do negatywnych emocji zarówno przed ślubem (o tym pisałam tu), jak i po. Pozwól sobie na nie, a potem... wracaj na najlepsze dla siebie tory. Tak jak sportowcy po zawodach potrzebujesz regeneracji i masażu powysiłkowego, w końcu nie jesteś niezniszczalna :)
Wiesz, to trochę tak jak ze szklanką z wodą - dla jednych jest do połowy pełna, a dla drugich pusta. Dla jednych coś jest końcem, dla drugich początkiem. Dostrzeganie końca i pustej szklanki nie jest złe (jest naturalne), ważniejsze jest jednak, aby to dobrą stronę jednej i drugiej sytuacji jaśniej dostrzegać i móc się nią cieszyć.
Odpocznij. Bezpośrednio po ślubie. Wyjedź w podróż poślubna (o tym dlaczego warto, a nawet trzeba przeczytacie tu), a jeśli nie możesz, to wybierzcie się z mężem gdzieś na krótki weekendowy wypad lub urządźcie sobie wyjątkowy weekend we własnym mieszkaniu.
To nie koniec, to początek. I nowe życie... Może i dla innych będzie czekaniem na Twoje dziecko, ale dla Ciebie niezwykły powinien być każdy dzień i jego celebrowanie. Ten na wakacjach w Peru, ten spędzony na wyborze paneli do nowego mieszkania i ten, gdy zmęczona padasz na łóżko na którym po prawej stronie śpi ON :)
P.S. Wiem, wpis jest dość pesymistyczny. Uznałam jednak ten temat za rzadko poruszany, a wyjątkowo ważny i na moim blogu obowiązkowy.
Ze specjalną dedykacją dla dziewczyn od tych emaili :)